Halny zaprasza do tańca

Na początku nie wyglądało groźnie, a wręcz przeciwnie. Słoneczny, ciepły dzień. W Kuźnicach kolejka do kolejki - jak zwykle - długaśna.


Droga na Halę Gąsienicową nie wchodzi w rachubę, zbyt mało czasu, trzeba by było wracać o zmierzchu.



Schroniska na Kalatówkach i Hali Kondratowej zamknięte. A może by tak zmienić plany i zjeść obiad w restauracji "7 Kotów"? A po drodze zahaczyć o Kopieniec?


Wejście na Nosalową Przełęcz nie nastręcza problemów. Cicho, spokojnie, nie ma ludzi, ale szlak jest przedeptany.



Zejście na Olczyską Polanę jest wygodne, szerokie. Dobrze oznaczona trasa zapewnia poczucie bezpieczeństwa.




Śniegu jakby więcej, a na odkrytej przestrzeni nie ma niczego, co zapewniłoby ochronę przed wiatrem, który ot tak - znikąd - się wziął.


Szałas pasterski daje chwilowe schronienie, można się napić gorącej herbaty. Taki mały termos, a tyle radości z jego posiadania...


Wywierzysko Olczyskie, największe w polskich Tatrach, przysypane śniegiem wygląda zupełnie niepozornie.



Wiatr się wzmaga, rzut oka na polanę, szałas. Trzy drogi, trzy możliwości zejścia - z powrotem do Kuźnic przez Nosalową Przełęcz, Doliną Olczyską do Jaszczurówki, i ta pierwotna - przez Halę Kopieniec do Toporowej Cyrhli.


"7 Kotów" kusi ciepłem i smacznym obiadem. Jeszcze tylko rzut oka na Olczyski Potok i droga w prawo wybiera się sama.


Po pamiętnym halnym w grudniu 2013 roku wiele miejsc zmieniło się nie do poznania. Ogromne połacie lasów przestały istnieć. Powstały nowe polany, rozległe, odkryte przestrzenie. Zniknęło dawne oznakowanie szlaków turystycznych.


Początkowo droga, mimo że na odkrytej przestrzeni, jest dobrze widoczna. Ktoś tędy wcześniej szedł, ktoś jechał na nartach. Nagle zawirowało, zakręciło śniegiem, przycisnęło do ziemi. Droga przede mną w mgnieniu oka przestała być widoczna. Wokół mnie był tylko biały szał. Każdy krok sprawiał ogromną trudność. Nie było szans iść pod wiatr. Iść pod wiatr - czyli gdzie? Resztka rozsądku podpowiada wycofanie się po swoich śladach. Ale śladów już nie widać. Nie widać niczego oprócz białego zwirowanego szaleństwa.




Siedząc w ciepłym domu u Miki i zajadając dobrą szarlotkę od Dańca, można popatrzeć przez okno na przetaczający się przez Giewont wał chmur - wiarygodną oznakę halnego. 


Można posłuchać też opowieści o halnych i Halnym, snutych przez właścicielkę zielonego domku.