Podróż na Cypr - hotel Santoria Village

Przeglądając przypadkiem oferty biur podróży, zachwyciłam się zdjęciem jednego z hoteli na Cyprze.



Myślałam, co prawda, o odwiedzeniu Grecji, ale... tu też było ładnie, a poza tym na Cyprze jeszcze nie byłam.



Grażyna, której przedstawiłam propozycję wyjazdu, zgodziła się bez problemu, namawiając do wspólnej podróży jeszcze trzy koleżanki.



I tam sposobem pewnego ranka obudziłam się w otoczeniu przepięknych kwiatów bugenwilli, róż chińskich, lantan i innych, których nazw nawet nie znam.






Po pysznym śniadaniu, zjedzonym na hotelowym tarasie, wyruszyłyśmy na poznawanie najbliższej okolicy. Droga wśród palm i trzcin, wysokich jak palmy, zaprowadziła nas nad brzeg morza.



Morze spokojne, błękitno-turkusowe, zachwycało, tylko kamienista plaża uzmysławiała, że najpiękniejszy piasek jest u nas na Helu.




Picie kawy w kafejce, położonej nad brzegiem morza, zakłócił nam mały deszczyk.



Mały deszczyk okazał się nie taki mały, ale był to pierwszy i ostatni deszcz na tym wyjeździe.






Po południu wybrałam się na spacer po okolicy, tym razem w stronę przeciwną do morskiego brzegu.



Wzdłuż ulicy, wśród wszechobecnego kwiecia, prezentowały się urocze i całkiem zadbane wille.





Kwiaty bugenwilli pyszniły się różnymi kolorami na każdym murku, okalającym domostwa.






Pierwszy raz widziałam nasiona beniaminka


i "strąki" mimozy.


Wieczorem wszystko parowało po deszczu, cały świat był przepojony zapachem kwiatów, ziół i przypraw.




Przytulny pokój z niebieskimi okiennicami obiecywał spokojny odpoczynek po dniu pełnym wrażeń.


CDN

P.S. Gdyby ktoś chciał zobaczyć przepiękne zdjęcia Grażyny, to polecam Już czas gdzieś wyruszyć!... Tiempo de partir...