W przypadku slow drivingu jazda jest celem samym w sobie. Pasjonaci tej filozofii często wybierają trasy widokowe, by móc podziwiać pejzaże i cieszyć się bliskością natury. Nie spieszą się – gdy tylko zechcą, mogą się zatrzymać, podziwiać piękno przyrody, zjeść coś w miejscowej restauracji czy poznać bliżej lokalny koloryt miejsca, przez które właśnie przejeżdżają. [źródło]
Piękny, jesienny poranek. Wsiadam do czyściutkiego autka z dokładnie umytymi szybami. Silnik szemrze tak cichutko, że czasami zapominam, iż jest włączony. Wybór trasy nie nastręcza żadnych problemów - oczywiście droga, po której prawie nikt nie jeździ. Wzdłuż ciągną się złote o tej porze brzozowe lasy, zielonkaworude pola i łąki, gdzieniegdzie przysiadły małe wioseczki. Jak ja lubię tak podróżować:) Prędkość dostosowana do przepisów i moich umiejętności:) Nikomu to nie przeszkadza, nikt na mnie nie trąbi. Żyć nie umierać:) Czysta przyjemność z jazdy. Jest nawet czas na przyjrzenie się chmurom.
W zwykłą pracę silnika wdaje się jakiś szmer. Oczywiście nic niepokojącego nie słyszę. Ot, jakby mały listeczek zaplątał się pod maską na moment i trzepocze, poruszany pędem powietrza.
Trasa podróży wiedzie obok znajomego warsztatu samochodowego. Może wstąpić na przegląd? Potrwa to przecież tylko chwilę...
A u mechanika... slow life, wszystko się sprawdzi, wszystko się naprawi, wszystko się zrobi... Tylko najpierw trzeba skoczyć po bułki, następnie napić się kawy. - Może pani usiądzie? - Nie, dziękuję, postoję, przecież to tylko malutki przegląd... No i stoję tak, wodząc wzrokiem po różnych ustrojstwach, komputerach i samochodach o nadwoziu wyższym ode mnie. Ile tu maszyn, urządzeń, podnośników i... bałaganu. Pewnie tak musi być... -Do czego ta rura? -Rany, do zasysania spalin? A to sprytne:)
Mechanik powoli zjadł bułkę, napił się kawy, burknął coś niezrozumiale pod nosem. Otworzył w końcu pokrywę silnika :-), podłączył komputer i... zawołał innego pracownika.
Po pół godzinie już trzech coś majstrowało, nachylając się z poważnymi minami. Czymś psikali, czegoś szukali. Zastanawiające jest to, że wcale im nie przeszkadzał mój wzrok, skupiony na ich rękach.
Po jakim czasie właściciel zakładu zadecydował, że powinno działać. -Proszę przejechać 10 km, po powrocie sprawdzi się "coś tam coś tam"... (nawet, gdyby mówił wyraźniej i tak bym nie zrozumiała, co powiedział:).
Po przejechaniu 10 km autko znów staje przed warsztatem. -Było 10 km? -Tak, było. -W jedną stronę? -A mówił pan, że ma być w jedną? -Trzeba przejechać 10 km w jedną stronę i wtedy sprawdzi się "coś tam coś tam".
Piękne, jesienne krajobrazy sprawiają, że podróż nie nuży się. Są tylko obawy, że autko przejedzie albo za mało, albo za dużo (w sumie zrobiło ok. 35 km). Jest też myśl, aby wcale nie wracać do mechanika:) W końcu spokojnie by się tej kawy napił.
Po kolejnym zjawieniu się w warsztacie samochód został podłączony znów do komputera. Mechanik "coś tam coś tam" sprawdził. - Powinno być dobrze, ale kto to wie? To loteria, albo będzie działało, albo nie - rzekł, inkasując pieniądze.
Mechanik powoli zjadł bułkę, napił się kawy, burknął coś niezrozumiale pod nosem. Otworzył w końcu pokrywę silnika :-), podłączył komputer i... zawołał innego pracownika.
Po pół godzinie już trzech coś majstrowało, nachylając się z poważnymi minami. Czymś psikali, czegoś szukali. Zastanawiające jest to, że wcale im nie przeszkadzał mój wzrok, skupiony na ich rękach.
Po jakim czasie właściciel zakładu zadecydował, że powinno działać. -Proszę przejechać 10 km, po powrocie sprawdzi się "coś tam coś tam"... (nawet, gdyby mówił wyraźniej i tak bym nie zrozumiała, co powiedział:).
Po przejechaniu 10 km autko znów staje przed warsztatem. -Było 10 km? -Tak, było. -W jedną stronę? -A mówił pan, że ma być w jedną? -Trzeba przejechać 10 km w jedną stronę i wtedy sprawdzi się "coś tam coś tam".
Piękne, jesienne krajobrazy sprawiają, że podróż nie nuży się. Są tylko obawy, że autko przejedzie albo za mało, albo za dużo (w sumie zrobiło ok. 35 km). Jest też myśl, aby wcale nie wracać do mechanika:) W końcu spokojnie by się tej kawy napił.
Po kolejnym zjawieniu się w warsztacie samochód został podłączony znów do komputera. Mechanik "coś tam coś tam" sprawdził. - Powinno być dobrze, ale kto to wie? To loteria, albo będzie działało, albo nie - rzekł, inkasując pieniądze.
Powrotna droga znów tą samą trasą. Samochód, jakby wdzięczny za okazane zainteresowanie, pozwala na prowadzenie jeszcze łatwiej niż do tej pory. Przepiękne, jesienne krajobrazy. I pomysł na zatrzymanie się w ulubionej knajpce. Ot, tak na chwilę, na wypicie filiżanki gorącej herbaty. A tam miła niespodzianka - niesamowity aromat rozchodzący się po całym wnętrzu... Skończyło się na zjedzeniu tak pysznego dania, że nie jestem w stanie w żaden sposób opisać jego smaku:)
Jazda samochodem jako cel sam w sobie, podziwianie krajobrazu, cieszenie się bliskością natury i pięknem przyrody. Bez pośpiechu, z zatrzymaniem się, by zjeść coś dobrego i napić się herbaty. Wszystko w tej podróży było - nawet poznanie lokalnego kolorytu miejsc, przez które prowadziła trasa. A trasa była nie byle jaka - to fragment dawnego traktu ruskiego Warszawa - Kijów, z małym miasteczkiem o nazwie Krasnystaw po drodze.
Czy ktoś z Szanownych Czytelników wie, że 13 lipca 1830 r. w budynku poczty konnej w Krasnymstawie nocował Fryderyk Chopin? Budynek jest jednym z niewielu zachowanych tego typu obiektów w Polsce. Na jego ścianie od niedawna widnieje tablica upamiętniająca pobyt kompozytora.
Ciekawym i wartościowym zabytkiem Krasnegostawu jest budynek królewskiej poczty konnej. (...)
Pocztmat Krasnostawski był jednym z ważniejszych na trakcie „ruskim”. Kiedy jednak powstał budynek znajdujący się na ulicy Okrzei 1 - nie wiadomo, z pewnością jest to przykład budownictwa pocztowego z początku XIX wieku. Wiadomo też, że budynek znajdował się w tym miejscu przed 1815 rokiem. Obiekt ten ustawiony kalenicowo do wiodącego z Lublina głównego traktu, zbudowany z opoki, parterowy z mieszkalnym poddaszem i dwuspadowym wysokim dachem z naczółkami i silnie wysuniętym okapem mieścił niegdyś w sobie m. in. pokój ekspedycji, dla podróżnych, kuchnię ze spiżarnią oraz mieszkanie pocztmagistra. Dla pasażerów jak i obsługi zapewne były wykorzystywane pomieszczenia mieszkalnego poddasza. [źródło]
Fotografia budynku z 1932 r. [źródło]
Krasnystaw. Budynek dawnej poczty konnej z białego kamienia, podmurowany tu i ówdzie cegłami
A.K.: Budynek jest zmieniony, zupełnie inny od tamtego, zwłaszcza okna, drzwi?... Chociaż? Te ciężkie, drewniane kute ćwiekami frontowe z drugiej strony mogą być oryginalne. Wnętrza są takie, jakie były za czasów Chopina, może częściowo lekko przebudowane. Widzę, że zostały zaadaptowane na sklepy, ale te facjatki na górze to takie były. Podróżni tu przyjeżdżali, przesypiali noc bez specjalnych luksusów i jechali dalej. Chopin musiał dojechać do Krasnegostawu normalną pocztą konną, a tutaj się przesiadał na tzw. ekstrapocztę, czyli na specjalnie wynajęty powóz, który go wiózł mniej uczęszczanym szlakiem.
M.D.: Dyliżans wyjeżdżał prawdopodobnie z tego właśnie podwórza, nie przypadkowo takiego olbrzymiego.
A.K.: Tu po lewej stronie, gdzie ten market, były stajnie. Pamiętam filmowałem je do dokumentu o Krasnymstawie w latach 90.
M.D.: Jako mieszkaniec tego miasteczka pamiętam, jak je rozebrano i wybudowano ten supermarket, nie były w dobrym stanie.
Nic nie wiemy o bagażu Fryderyka, ale mogły być w nim nuty...
M.D.: Myślę, że niewątpliwie miał nuty Koncertu e-moll pierwszej części, tym chciał się podzielić z Tytusem i może usłyszeć jakieś uwagi. Pomysł do drugiej części zrodził się sądzę na Ziemi Hrubieszowskiej.
"Warszawa, 10 kwietnia 1830 r. (...) Nie uwierzysz, jak mi stoisz w myśli przy każdym nieledwie uczynku. Nie wiem, czy to dlatego, żem się przy Tobie czuć nauczył, ale kiedy co piszę, rad bym wiedzieć, czy Ci się podoba, i zdaje mi się, że mój drugi Koncert e-moll poty w moim przekonaniu wartości mieć nie będzie, póki go Ty nie usłyszysz." [źródło]
W połowie maja 1830 r. Fryderyk Chopin zwierzał się w liście Tytusowi Woyciechowskiemu [źródło]:
„Adagio do nowego koncertu jest w E–dur. Nie ma to być mocne, jest ono więcej romansowe, spokojne, melancholiczne, powinno czynić wrażenie miłego spojrzenia w miejsce, gdzie stawa tysiąc lubych przypomnień na myśli”.
„Adagio do nowego koncertu jest w E–dur. Nie ma to być mocne, jest ono więcej romansowe, spokojne, melancholiczne, powinno czynić wrażenie miłego spojrzenia w miejsce, gdzie stawa tysiąc lubych przypomnień na myśli”.
W świat dźwiękowej magii przenosi część środkowa. W Larghetto – dookreślonym w partyturze, za przykładem Mozarta, nazwą Romancy – panuje duch rozmarzenia. (...) „Jest to dumanie w piękny czas wiosny, ale przy księżycu”.
Zapraszam do wysłuchania fragmentu Koncertu e-moll Fryderyka Chopina, który, nocując w budynku poczty konnej w Krasnymstawie, w swoim podróżnym bagażu miał prawdopodobnie nuty tego utworu.
CDN
P.S. A na Majorce... Niebo jak turkus, morze jak lazur; góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą, i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach. - tak napisał Fryderyk Chopin w liście do swojego przyjaciela Juliana Fontany w dniu 15 listopada 1838 r.
Slow driving to moj sposob na podrozowanie samochodem, uwielbiam!... patrze, podziwiam, jezeli jest co, zatrzymuje sie, najczesciej na kawe, slucham dobrej muzyki, w moim przypadku slow driving moge uprawiac tylko w czasie samotnej jazdy, nie znalazlam w moim otoczeniu nikogo, kto by zrozumial taki sposob na podrozowanie.
OdpowiedzUsuńTwoj slow driving zaklocicl jakis szmer w silnikowej melodii, zastanowilo mnie polecenie mechanika...10 km w jedna strone, nie chodzilo o przejechanie 10 km tylko przejechanie 10 km w jedna strone, czyli 20 km w obie? to od razu mogl powiedziec,ze masz przejechac 20...czy ja czegos nie rozumiem?
Ale mam sluchawki w tej chwili na uszach i zadna nutka mi nie ucieka..fajnie...
200% racji :))
UsuńGrażyno, gdyby nie to słuchanie muzyki, to mogłabyś na mnie liczyć:)
UsuńA jeśli chodzi o 10 km, to też zupełnie nie rozumiem logiki tego pana.
UsuńPrzy okazji tłumaczę (żeby nie było, że matematycznie coś się nie zgadza z procentami): 200% racji, to stuprocentowa racja z dołączonym uśmiechem:)
Arte! ja na Ciebie licze, jezeli chcesz to bardzo chetnie nie bede puszczac muzyki i i bez niej i tak bede szczesliwa przy slow drivingu...
UsuńBez muzyki możemy jechać powolutku .. na koniec świata:) Zapytam po swojemu - kiedy wyruszamy?:)
Usuńpoczekajmy na wiosne i wtedy gdzies trzeba bedzie koniecznie!
UsuńDobrze:)
UsuńTo dobry sposób podróżowania. Lubię oglądać świat zza szyby samochodu, niestety teraz nie mam takich możliwości.
OdpowiedzUsuńŚwietny sposób, niestety i ja nieczęsto mam okazję tak się przejechać.
UsuńZdarzyło mi się kilka razy uprawiać taki slow driving:) Ale to było w zamierzchłych czasach... Później całkowicie zapomniałam, jak się jeździ. Myślę, że jeszcze do tego wrócę:)
OdpowiedzUsuńAle że ten mechanik prowadzi loterię...:)))
Muzyki posłuchałam z przyjemnością:)
Trzeba koniecznie w wolnej chwili przypomnieć sobie jak się jeździ:))))
UsuńMechanik baaardzo specyficzny, mimo to liczę na jego fachowość:)
Bardzo to lubię. Zdarza mi się często skręcić nagle w drogę, o której nic nie wiem i jechać przed siebie. Nie raz i nie dwa dokonałam niesamowitych odkryć.
OdpowiedzUsuńOooo, właśnie - dużo ciekawych miejsc można w ten sposób odkryć:)
UsuńArtenko, coz za piekny post :) Od samego czytania sie zrelaksowalam :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubie sobie pojechac przed siebie...ot tak.
Wtedy mysli sie uspokajaja, a wracajac nie mam w glowie "ze musze" ale "ze chce" cos zrobic.
Pozdrowienia :)
To miło, że post Ci się podoba:) I jak to dobrze nic nie musieć robić:)
UsuńDo podziwiania okolicy w trakcie jazdy to się chyba jednak lepiej nadaje rower :)
OdpowiedzUsuńBa, powiedziałabym (napisałabym), że najlepiej zwiedzać świat piechotą:) Tylko te odległości:)
UsuńHebius się nie zna, on nie ma prawa :P
UsuńDlaczego jeszcze nie ma?:)
UsuńBo nie mam samochodu i nie potrzebuję.
UsuńRozumiem, też mi się wydawało, że nie potrzebuję:)
UsuńJakby tak przyszedł na kurs, ale dałbym mu wycisk :P
UsuńMyślę, że na pewno nauczyłbyś Go tak, że zdałby od razu i to z największą ilością możliwych punktów :-)
UsuńFajowskie takie szwendanie, też lubiłabym tak podróżować, gdybym miała.....samochód :) Z powodu jego braku po prostu szwendam się piechtką po najbliższej okolicy ;))
OdpowiedzUsuńTe czyściutkie szyby to w Twoim czerwonym samochodziku może ? Jeśli tak to gratuluje :)))
Ten mechanik zapłatę też przyjmował dopiero po zjedzeniu bułki ? ;))
Mechanik przyjął zapłatę pomiędzy jednym kęsem a drugim:) Na temat czerwonego autka będzie w kolejnym poście:)
UsuńTak właśnie lubię, ale WU musiałam dobrych naście lat przekonywać. Jeszcze teraz czasem powstrzymuję, lub grożę, że zaraz odbiorę kierownicę. Uwielbima też krążyć różnymi wiejskimi drogami, a nawet polami i lasami, choć raz się zakopaliśmy w kałuży, a drugi raz o mało, co. Arte, czyżby mały, czerwony samochodzik się pojawił? Może to taki przyśpieszony preznet gwiazdkowy?
OdpowiedzUsuńAch:) polami, lasami - też tak lubię:) I chciałabym taki prezent na gwiazdkę:)
UsuńA dla znudzonych slow drajwingiem proponuję wjechać do Poznania - oj, gwarantuję, że procesorek przyspieszy i u kierowcy, i w komputerze pokładowym;)))
OdpowiedzUsuńNie strasz, Krecie, tym Poznaniem - Warszawa to dopiero jazda:) Albo Zakopianka po Nowym Roku:)
UsuńArte - wierz mi - ostatnio pół Polski przejechałam w spokoju i względnym komforcie - a w Poznaniu (już od Suchego Lasu) - buc za bucem: trąbienia, wpychanie, wymuszenia - co dziwi tym bardziej, że znam miasto i nie popełniam błędów;))) Taka "natura" poznańskiego kierowcy;)))
UsuńStrach wyjeżdżać na ulice?
UsuńUwielbiam takie podróże... niespieszne bez celu...
OdpowiedzUsuńDawno oj dawno tak nie podróżowałam ;-)))
I ja lubię bardzo, bardzo:)
UsuńPiękna podróż, pełna jesiennego uroku. Pomijając mechanika oczywiście, on chyba nie miał zbyt wiele uroku:) No właśnie, przyłączam się do pytania o małe czerwone?
OdpowiedzUsuńMałe czerwone jeszcze nie moje:)
UsuńMoże się mylę, ale to chyba jednej z najpiękniejszych, relaksujących wpisów :) Pięknie dobrane słowa, tylko nie rozumiem czemu ten mechanik nie mógł powiedzieć że od razu chodzi o 20 km a nie robić jakieś zagadki? A może on chciał dokończyć kawę? Bułkę?
OdpowiedzUsuńPewnie miał ochotę na druga kawę:) A jeśli chodzi o wpis, to ... trudno będzie napisać kolejny tak, aby zadowolił Czytelnika:)
UsuńPięknie dziękuję za miłe słowa:)
E tam, tu apetyt nie rośnie w miarę jedzenia, więc nie ma się czym przejmować.
UsuńDobrze, to zabieram się do napisania kolejnego postu:)
UsuńJutro ma się pojawić?
UsuńTak, postaram się:) To miłe, że kogoś zaciekawiły moje przygody z samochodem, Chopinem, itd:)
UsuńO tak, uwielbiam to. Nie cierpię jazdy autostradą, wolę wlec się bocznymi drogami. Tyle można zobaczyć! Cudny dzień, CudArteńko. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jazda bocznymi drogami jest lepsza od jazdy pomiędzy ekranami postawionymi przy autostradach:)
UsuńNie wiedzialam o Chopinie i Krasnymstawie.
OdpowiedzUsuńMowie Ci, jak fajnie sie jezdzi po Alzacji, bezstesowo , a jakie widoki)))
Trzeba przyjechać w ten region Polski i popatrzeć na krajobrazy, które widział wtedy Chopin - wszak układ terenu niewiele się zmienił:)
UsuńKusisz mnie tą Alzacją, oj, kusisz:)
I znów ciekawostkę wyciągnęłaś. A ten slow driving bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMi też się podoba, a ciekawostki bardzo lubię. Wiele informacji, związanych ze słynnymi ludźmi, kryje najbliższa okolica:)
Usuń