Pan Samochodzik i slow driving_2

Piękne, jesienne popołudnie. Co prawda, nie tak urocze jak opisywany wcześniej poranek, ale i tak jest dobrze:) Wsiadam do auta, gdzie każdy centymetr kwadratowy tapicerki świadczy o jego długoletniej historii. Silnik buczy (a raczej grzmi) jak w odrzutowcu. Trasa prowadzi drogą, którą najlepiej scharakteryzować następująco: niezależnie od kierunku poruszania się, zawsze jeździ się lewą stroną jezdni, gdyż po prawej stronie są same dziury. Dziury nie stanowią jednak przeszkody do rozwinięcia dość dużej prędkości. Taki sposób przemieszczania się nikomu nie przeszkadza, bo najczęściej nie ma tu żywego ducha. 


Patrzę przez szybę na złote o tej porze brzozowe lasy, zielonkaworude pola i łąki lecz nagle... kolejna dziura, której nie dało się w porę ominąć. Po chwili w ryk silnika wplata się zupełnie nowy dźwięk. -Coś dudni w bagażniku. -Nic nie słyszę. -Ale ja słyszę, dudni coraz mocniej. -Nieee, to pewnie plastikowe butelki. -Butelki by tak klekotały? -Na pewno to tylko butelki. -Ale ja słyszę jakiś metalowy zgrzyt. -Ale ja nic nie słyszę. I rozmowa toczy się tak przez najbliższe 20 minut. 
Po przyjeździe na miejsce i otworzeniu bagażnika okazało się, że to ja miałam rację. Mizerna jednak to pociecha w obliczu dziury w nadwoziu o przekroju słoika po ogórkach. Wokół jakieś kawałki przerdzewiałej blachy. Coś się popsuło, urwało, jakaś tuleja, amortyzator albo inna mała wredna cześć. Próba naprawienia tego we własnym zakresie nie wchodzi w rachubę. Rany, ale przygnębiający widok, a przede mną jeszcze 60 km do przejechania. 
Z duszą na ramieniu, a właściwie z głową w ramionach ruszam powolutku. W mózgu przewalają się najczarniejsze myśli. Jadę przez region, gdzie wioska od wioski daleko, rzadko ktoś przejedzie drogą, za to często nie ma żadnego zasięgu telefonicznego. Tylko siąść i płakać. A właściwie jechać i płakać. Ja nie płaczę, bo muszę dojechać, ale głowę wtulam w ramiona coraz bardziej. Nie patrzę na krajobraz, oglądam się do tyłu, czy przypadkiem nie gubię żadnych części. Nie przyglądam się chmurom, spoglądam za to we wsteczne lusterko, czy przypadkiem za samochodem nie ciągnie się chmura dymu.
Czysta przyjemność z jazdy? Jak można odczuwać przyjemność, gdy w mózg wwierca się dźwięk porównywalny do zgrzytu skrzynki gwoździ wrzuconych do pralki nastawionej na pełne obroty podczas odwirowywania?
Gdy jadę po odcinkach jezdni (dlaczego ich tak mało), na których stosunkowo niedawno połatano dziury, to jeszcze mogę rozwinąć prędkość ok. 50 km/h. Gdy jadę po jezdni, gdzie więcej dziur niż asfaltu, to staram się utrzymać prędkość ok. 20 km/h. Wydaje mi się, że wtedy mniej zgrzyta, buczy, dźwięczy. I tylko ta myśl, żeby auto nie rozleciało się na drobne kawałki w miejscu, w którym nie przemyka się nawet pies z kulawą nogą.


Docieram do domu szczęśliwie. Auto wytrzymało wszelkie wyboje, nierówności jezdni i dziury. Średnia prędkość jazdy wynosiła ok. 30 km/h - prawdziwa podróż typu slow:) Niestety nie było możliwości podziwiać krajobrazu, cieszyć się bliskością natury i pięknem przyrody, rozkoszować się samą podróżą.

Noc. Może coś na zrelaksowanie się? Jakiś nokturn Chopina, albo etiuda E-dur op. 10 nr 3? Pamiętam w czasach studenckich, gdy jeszcze słuchałam muzyki,  płytę (winylową) pt. "Marek i Vacek grają utwory romantyczne", na której było nagranie tego utworu w aranżacji Marka Tomaszewskiego i Wacława Kisielewskiego. [źródło]


Przeżycia tego dnia zaowocowały mocnym postanowieniem wzbogacenia treści ogłoszenia o moim wymarzonym, czerwonym samochodziku:)

OGŁOSZENIE
Z powodu chęci dotarcia do ciekawych miejsc, jazdy, będącej celem samym w sobie, podziwiana przy okazji krajobrazów, cieszenia się bliskością natury i obcowania z przyrodą, chętnie przygarnę wehikuł. Nie musi być w zupełności taki jak pojazd Pana Samochodzika. Może mieć automatyczną skrzynię biegów i może palić tylko 3 l/100 km. Zrezygnować mogę z amfibii oraz z kilku innych patentów, ale jestem na 200% pewna, że w pakiecie z autkiem potrzebuję OZSNS (Osoby Znającej Się Na Samochodach:)))

Jednym z ciekawych miejsc, do których chciałabym dotrzeć jest Poturzyn, mała miejscowość na Lubelszczyźnie, związana z Fryderykiem Chopinem i jego przyjacielem Tytusem Woyciechowskim. To tu własnie jechał dyliżansem pocztowym latem 1830 r., zatrzymując się po drodze w Krasnymstawie.
Pojedziemy na Hrubieszów, czyli z Krasnegostawu przez Wojsławice starym handlowym szlakiem. To najprawdopodobniej trasa podróży Chopina - potwierdza mieszkający w Krasnymstawie Mariusz Dubaj (kompozytor, teoretyk muzyki, pianista). Musiał jechać przez Wojsławice, a nie przez Zamość, bo było bliżej.[źródło]


Do Poturzyna mam przez miedzę, tylko kilkadziesiąt kilometrów (na Majorkę mam prawie 3000 km), ale układ dróg i połączenia komunikacji publicznej są tak niekorzystne, że czas jazdy wynosi od 4 do 12 godzin (to tyle samo, co lot do Palmy z ośmiogodzinnym czekaniem na połączenie w Brukseli). Sytuacja inaczej by się przedstawiała, gdybym miała samochód:)

P.S. Ciekawi mnie, do którego z miejsc, związanych z Chopinem, dotrę wcześniej:)

28 komentarzy:

  1. Arte, należy Ci się odszkodowanie za to uszkodzenie auta na drodze. Zrób dokładną domumentację foto i zadzwoń jak najszybciej do ubezpieczyciela !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, dziękuję za sugestie. Ale auto nie jest moje, a poza tym już jest naprawione - coś tam coś tam zostało pospawane, dziury już nie widać. I najważniejsze - nie zgrzyta:))))

      Usuń
  2. Z prawdziwą przyjemnością posłuchałam znanego kiedyś duetu. Bardzo lubiłam ich słuchać, byli świetni.
    Szkoda że autko "skrzypiące", bo pięknie opisujesz wycieczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duet był moim zdaniem rewelacyjny:)
      Ciągle mam nadzieję, że będę miała niezawodne autko, które umożliwi mi zwiedzanie:)

      Usuń
  3. Podoba mi sie dialog ;)
    A po lewej stronie jezdzi sie calkiem fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, po lewej stronie jeździ się całkiem fajnie, ale już kierownica po niesłusznej stronie mnie przeraża:)

      Usuń
  4. Ach, te nasze polskie drogi, skąd ja to znam :) Też zdarzało mi się jechać z duszą na ramieniu... Może ogłoszenie trzeba jeszcze wzbogacić o fakt, żeby wehikuł był terenowy? Zawsze to więcej możliwości :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała mieć wehikuł terenowy, ale kto go "wykarmi"?:)

      Usuń
  5. Slow driving_1 byl bardziej slow....ten jest very slow ale wysoce stresujacy wiec nie slow! jeszcze chce dodac, ze wcale mnie nie dziwi ,ze Ty slyszysz co inni nie slysza...wiec Twoj stres przewyzszyl stres innych z Twego otoczenia, ale szczesliwie dotarlas i etiuda jest wlasciwym odstresaczem, no moze jeszcze herbatka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby tak wszystko już wyjaśnić - obie jazdy działy się tego samego dnia:) A co do stresu, to faktycznie skrzypienie, gruchotanie, dźwięk metalu (i to wszystko wewnątrz samochodu) potęguje efekt "zamknięcia" w puszce. Nic przyjemnego. Etiuda z herbatką jest baaardzo pomocna w odreagowywaniu:)

      Usuń
  6. No i miałam rację że intrygujące :)) Świetnie to wymyśliłaś, powiązałaś ze sobą i opisałaś w czterech odcinkach(chyba dobrze policzyłam) :))
    Nie wiem czy w Poturzynie jest równie ciekawie jak na Majorce, życzę Ci abyś dotarła i tu i tu, to będziesz mogła wtedy porównać :))
    Z zależnością czasu podróży, a odległością to mam takie doświadczenie. Leciałam samolotem z Dortmundu do Wrocławia (to jest chyba 800 km), 55 minut, a z wrocławskiego lotniska do centrum (to chyba około 15 km) jechałam autobusem miejskim 65 minut ;)
    Podróż uszkodzonym samochodem bardzo traumatyczna, współczuję:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Artenko, moj syn sie zna na "autkach" i to bardzo dobrze. Serio. jesli chcesz porady, moge zapytac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za ofertę pomocy, przemyślę sprawę i się odezwę:)

      Usuń
  8. Dziura w nadwoziu, czy w podwoziu?

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. To ja się tyle napisałam, a Ty komentujesz w dwóch słowach i to w dodatku nie do końca po polsku:))))

      Usuń
    2. Ale wszystko zrozumiałaś, prawda? No i ta puszka z Eroski...

      Usuń
    3. Prawda:) Puszka stoi pomiędzy Palmą a Valldemossą (akurat jej średnica świetnie pasuje do odległości na mapie:) Dzięki:)

      Usuń
    4. Hmmm, chyba jednak Poturzyn będzie wcześniej :)

      Usuń
    5. Nooo, ładnie, zamiast mnie tu motywować...
      P.S Ale w Poturzynie też chciałabym być :-)

      Usuń
  10. Ogrodniczka dziedzicznie obciążona :)20 listopada 2015 19:00

    Pozdrowienia od fanki z drugiego końca Polski, gdzie słońce zachodzi nieco później... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Całkiem możliwe, że na Majorkę wcześniej dotrzesz. Przygoda z autem nieciekawa, a mimo to pięknie opisana. Czytałam z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się może zdarzyć:) Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
  12. Arteńko, życzę Ci autka sprawnego, ale w razie czego też i osoby, która znałaby się na nim. Od przybytku głowa nie boli:)))

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.