Zamość do niedawna niezbyt dobrze mi się kojarzył. Wiem, wiem, Perła Renesansu, Miasto Arkad, Padwa Północy, ale to nie zmienia faktu, że nie lubiłam Zamościa i już. Pamiętałam go z dawnych czasów, kiedy to, z wyjątkiem ratusza i fasad przyrynkowych kamieniczek, wszędzie było byle jako. Moje wspomnienia o nim były na tyle nieciekawe, że widząc u Tomka na blogu zdjęcie pięknego wiosennego parku nawet do głowy mi nie przyszło, że może być zrobione w Zamościu.
Planując atrakcje dla Grażyny i P. podczas Ich podróży po Kresach, pojechałam wcześniej do Zamościa na rekonesans. Przekonałam się, że miasto zostało gruntownie odremontowane, wypiękniało i zupełnie inaczej prezentuje się obecnie w porównaniu z moimi wyobrażeniami z przeszłości. Niestety, zapomniałam aparatu fotograficznego i tylko dzięki uprzejmości Tomka mogę pokazać poniższe zdjęcia. Zostały zrobione niedaleko siebie. Pierwsze - wiadomo - to ratusz, drugie, pokazuje okolicę twierdzy. Jakże odmienne, ale jednakowo piękne widoki.
Bez wahania zgodziłam się z propozycją Tomka, aby Grażynie i P. pokazać Zamość. Mało tego, ze spokojnym sumieniem mogłam stwierdzić, że skoro "odkrył" przede mną uroki tego miasta, to niech sam nas po nim oprowadzi.
I tym sposobem przespacerowaliśmy się po przepięknie ukwieconym i starannie wypielęgnowanym parku, który powstał w latach 1922-27 według projektu Waleriana Kronenberga.
Weszliśmy na dzwonnicę Katedry Zmartwychwstania Pańskiego i św. Tomasza Apostoła, by podziwiać panoramę miasta i okolic.
Zajrzeliśmy na podwórka i w zaułki, by przekonać się, że jest tu tak samo pięknie jak na Rynku Wielkim.
Podziwialiśmy odremontowane fragmenty Twierdzy Zamość.
HISTORYA "STOŁU SZWEDZKIEGO" SZWEDOM POD ZAMOŚCIEM WYSTAWIONEGO
Działo się Roku Pańskiego tysiąc sześćsetnego pięćdziesiątego szóstego. (...) W Zamościu, dobrze na ów czas ufortyfikowanym i zaopatrzonym rezydował ordynat zamojski, Jaśnie Wielmożny Mości Pan Podczaszy Koronny Jan II Zamoyski Sobiepanem zwany. (...)
In fims februaris mróz dzierżył jeszcze krzepko, kiedy król szwedzki przybył z wojskami swemi pod mury fortecy zamojskiej tusząc, iż ową potężną twierdzę zdoła z marszu zająć, czym chwałę swoją ugruntuje i znamienitą przewagę zyska, a przeto rychło i feliciter wojnę zakończy. Dobrze wiedział Karolus Gustawus, że twierdzę ową wiele miesięcy dobywać by trzeba, na co ani ochoty ani czasu mu nie stawało, rachował zatem, iż jeśli personaliter pod Zamościem stanie to samą powagą swoją i sławą niezwyciężonego wodza, Jana na Zamościu do otwarcia bram i poddania skłoni. Stanął tedy pod Zamościem in dies Sancti Alexandrii, w 18 tysięcy konnych i piechoty, i 40 armat. Począwszy ostrzeliwać twierdzę, słał do Jana Sobiepana poselstwa, do poddania i posłuszeństwa wzywając, a i intrat przyszłych niemało obiecując.
Zamoyski nic się nie turbując, ochotny i wesoły odpowiadał, iż jednemu królowi. Dostojnemu Jaśnie Oświeconemu Janowi Kazimierzowi, wierność i posłuszeństwo ślubował, a godności szwedzkich przyjmować nie skory.
Szturmy i rokowania trwały nadal ale nic nie wskórały. Szkód żadnych natenczas armaty w twierdzy nie poczyniły, prócz zabicia wołu jednego i ciężkiego wystraszenia licznych tu zawsze stad gołębich. Król zwrócił się wówczas z prośbą o placet na przemarsz wojsk jego pod murami twierdzy, poczynając od traktu szczebrzeskiego na lwowski. Spodziewając się podstępu ordynat odpowiedział, że o pól mili dalej jest równie dobra droga do odejścia spod Zamościa.
Szwed, nie widząc żadnej rady na upartego i dumnego Polaka, wpadł jeszcze na jeden koncept. Poprosił tedy Sobiepana, aby zjadł razem z nim pożegnalne śniadanie w murach fortalicji. Zamoyski rychło kolejny podstęp króla odgadł. Koncypowal sobie dwojako: nie wpuściwszy Szweda staropolskiej gościnności uwłaczy, wpuściwszy - da assumpt królowi victorię ogłosić. Wiedział snadnie, że Karolus Gustawus wszedłwszy w mury miejskie dobrowolnie ich nie opuści. Zgodził się tedy na pożegnalne ugoszczenie wojsk szwedzkich, ale własne warunki dyktując. A takoż: - On będzie ucztować z dworem i wojskiem swoim u siebie, a Szwedzi za murami u siebie.
I tak też się stało. Ordynat ustawić kazał moc stołów poza murami miasta z wielką na nich ilością wiktuałów i prowiantów. A to mięsiw wołowych, wieprzowych, sarnich, zajęczych i innych, tudzież ptactwa wszelkiej rozmaitości a ryb różnego rodzaju i przyrządzenia; pieczywa i ciast góry niezliczone a i trunki też wszelakich gatunków z przepastnych zapasów zamkowych ustawić kazał. Wszak uczta miała być pożegnalna. Zakazał wystawiać jedynie siedziska. Żadnych ław, krzeseł, zydli, taboretów czy inszych sprzętów, na których wygodnie spocząć do posiłku by można.
Od onego czasu, poczęstunek in erectus zwany, czyli na stojąco, rozpowszechnił się i zwać się począł stołem szwedzkim. [źródło]
Tak mówi legenda. A jak to było naprawdę można przeczytać w artykule "Szwedzki stół".
Co prawda, my nie korzystaliśmy z takiego sposobu serwowania posiłku. W drodze powrotnej zajechaliśmy do urokliwej knajpki, gdzie zobaczyłam jak prawdziwy Wenezuelczyk, który dzieciństwo spędził na karaibskiej plaży, je ryby. Z głową i oczami. Zjadł wszystkie cztery głowy, ponoć były pyszne.
Chętnym polecam do poczytania artykuł o Zamościu "Od Muzeum Techniki do Muzeum Sakralnego".
CDN
Na początku sierpnia będę w Zamościu i będę miała okazję i sama podziwiać to miasto od nowa, bo dawno mnie tam nie było. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak samo jak ja będziesz mile zaskoczona miastem:)) To niedaleko ode mnie, więc może miałabyś ochotę na herbatę w moim towarzystwie?:)
UsuńNie bylam, ale od dawna mam w planach. I jakos zawsze lubilam;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam:)
UsuńAle zgrabnie polaczylas te glowy rybne z legenda zamojska o stole szwedzkim, P. mial farta, bo nikt na glowy i oczka pstraga nie reflektowal ani nie skusil sie by sprobowac tej specjalnosci, wiec urzadzil sobie prawdziwy stol szwedzki w Pstragowie. Nie spodziewalam ,sie, ze przejda do historii i jeszcze bede obfotografowane. Ale zawsze to bardziej strawne niz np tyleczki mrowek Atta, z ktorych sie robi pikantne polewajlo do jedzenia, i ktore kiedys moj maz przwiozl z Amazonii a ja niewiele sie zastanawiajac wyrzucilam do smieci co mi on jeszcze do dzis wypomina mimo, ze uplynelo conajmnie 30 lat.
OdpowiedzUsuńTo już sama nie wiem, co lepsze (gorsze:): łby i oczka czy tyłeczki:)
UsuńA wracajac do Zamoscia to rzeczywiscie Tomek przedstwail miasto w taki sposob, ze pozostawil w naszej pamiecu same dobre wrazenia, bo ja tam tez bylam z P, rok temu i raczej chlodno sie do miasta odnioslam, a tym razem zablyslo jak perla! Piekny park, umocnienia, fortyfikacje odremontowane, rynek kolorowy no i byl na tym rynku caly szpaler pieknych motocykli, co wylaczylo Artenke na dluzsza chwile ze zwiedzania bo przywarla do miejsca ich parkowania i nie mozna jej bylo stamtad oderwac...Mam dla Ciebie cala serie tych rumakow na zdjeciach...przesle.
OdpowiedzUsuńEch! piekna wycieczka byla, tylko nie bylo spiwora, i to bylo niedociagniecie organizatorow, i P, marzl jednak marzac by znowu stac sie spiworowym duchem.
Też jestem pod wrażeniem Zamościa (mimo, iż miasto znam od dzieciństwa, to miałam do niedawna zupełnie błędne wyobrażenie). I te motocykle na rynku - ach, jaki piękny widok:) A co do śpiwora - następnym razem zabezpieczę coś bardziej praktycznego - mam piękną bluzę przywiezioną z Ekwadoru - w sam raz dla P.
UsuńSienkiewicz chyba znał legendę, bo sceny z "Potopu" przy udziale Zagłoby, bardzo ją przypominają. Byłam w Zamościu raz, tak dawno, że prawie nic nie pamiętam. Piękne zdjęcia i pewnie mnóstwo ciekawych zakątków.
OdpowiedzUsuńZakątki bardzo urokliwe, a jeśli chodzi o legendę - chyba najpierw był "Potop", a dopiero później spisano legendę w powyższej postaci.
UsuńWiadomo, że lepiej sobie usiąść i zjeść niż balansować z talerzem na stojąco ;)
OdpowiedzUsuńNigdy w Zamościu nie byłam, mój ojciec odbywał tam przez jakiś czas służbę wojskową jeno, zanim udało się go przenieść do Poznania.
A na zdjęciach miasto wygląda na ładne i zadbane :)
Zamość tak naprawdę wygląda:) Dużo się zmienił od czasu pobytu Taty w wojsku:)
UsuńPokazujesz piękne i zadbane miasto. Jak nie w Polszcze!
OdpowiedzUsuńDobrego gospodarza ma to miasto:)
UsuńW Polszcze w Polszcze, Hano, jest piekne i zadbane, takiego parku nawet Wersal by sie nie powstydzil...
OdpowiedzUsuńI te podwórka:)
UsuńPięknie opisane, mam nadzieję że w ten sposób udało mi się "odczarować" Zamość w pozytywny sposób, a miejsca te uznasz za warte odwiedzenia jeszcze nie raz :)
OdpowiedzUsuńDZIĘ-KU-JĘ:) Za miłe słowa i "odczarowanie":)
UsuńSkoro już to wiesz, to spokojnie mogę tu napisać. A jednak nie podoba mi się. Czytałem kilka razy, opisalbym to zupełnie inaczej. Co nie zmienia faktu że zdjęcia są piękne!
UsuńO:) I to mi się podoba:) Dziękuję za szczerość :-)
UsuńTwierdza Zamość monitorowana? Bo tak ładnie odmalowana na biało, że aż kusi, żeby ją jakimiś bachomazami graficiarze-wandale upstrzyli.
OdpowiedzUsuńGdy tam będę następnym razem, popatrzę na monitoring. Żal by było, gdyby ktoś to bezmyślnie zniszczył.
UsuńZachwycił mnie Zamość na tych zdjęciach, aż mam ochotę je pozwiedzać. Tyle jeszcze miejsc do zobaczenia przede mną:)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyjechać - wszak to miasto historyczne:)
UsuńŚwietną organizatorką wypraw jesteś. Tylko ten Wenezuelczyk zjadający rybę w całości jakoś mi nie w smak.
OdpowiedzUsuńDziękuję:))) Ha, ha, ha:) W Wenezueli dziwnie patrzą na człowieka zajadającego... ogórki kiszone:)
UsuńFajnie że w Zamościu można popatrzeć z góry na okolicę, lubię :) Tylko że najczęściej trzeba wpierw pokonać pierdylion bardzo niewygodnych schodów, a z tym mam problem. Dobrze że we Wrocławiu, są takie miejsca, gdzie można pokonać tą przestrzeń windą :)
OdpowiedzUsuńŁadnie wygląda miasto z góry, choć to tylko 22, 45 m. Można oglądać panoramę z wieży przy pomocy kamery internetowej na monitorze Info-kiosku i przy pomocy łączy Wi-Fi.
UsuńA gratidão é a memória do coração!
OdpowiedzUsuńObrigada querida, pela sua amizade carinhosa, fico feliz
em saber que em algum lugar desse mundo você existe, e
agradeço a Deus pela sua atenção sempre presente e amável!
Um grande abraço, Marie.
Pięknie dziękuję za tak miłe słowa:)
Usuń