Prawie dwa lata temu, zamieszczając post pt. Koszyczki z serduszkiem i lawendą, do głowy mi nie przyszło, że zamiast zdobić przedmioty metodą decoupage'u będę opisywać swoje podróże, spotykać się z blogowymi znajomymi, opiekować się blogowymi stworzeniami, a nawet pośredniczyć w znalezieniu domu dla psa znalezionego w lawendzie.
W poście pt. Zaproszenie na kresy, w którym opisywałam miejsca odwiedzone przez Grażynę i P. w trakcie ich pobytu na Polesiu, zamieściłam następujące zdanie: Wśród lawendy przechadza się Lawendowy Pies, szukając swego domu.
Sytuacja rozwijała się następująco:
- sobota rano - Grażyna, P. i ja spotykamy psa i proponujemy dać ogłoszenie w Pastelowym Kurniku;
- niedziela przed południem - Grażyna wysyła e-mail z informacją o psie do Hany i ze zdjęciami;
- niedziela koło południa - Hana zamieszcza wpis na blogu Dzika Kura w Pastelowym Kurniku;
- poniedziałek - Olga i Cezary zastanawiają się nad wzięciem psa do siebie, można o tym poczytać na blogu Pod tym samym niebem;
- wtorek rano - Olga i Cezary, mając do pokonania ponad 250 km w jedną stronę, przyjeżdżają na Polesie i biorą psa do siebie.
A ja miałam przyjemność uczestniczyć w przekazaniu Lawendowego Psa i w pierwszych chwilach jego kontaktu z nowymi właścicielami:) I mogłam obserwować, jak od samego początku stworzenie lgnie do Olgi i Cezarego z wielką ufnością w oczach:)
A później jeszcze przez chwilę miałam możliwość towarzyszyć w podróży do nowego domu (już nie Lawendowego Psa, ale Jacusia).
Spotkanie z Olgą i Cezarym było tak niesamowite, że prawie aż .. nierealne. I tylko dwie dziesiątki jajek (niektóre miały zielone skorupki) i litr pysznego mleka świadczyły o tym, że zdarzyło się naprawdę:)
Nowym właścicielom Jacusia życzę wiele cierpliwości w przyzwyczajaniu psa do zwyczajów i "powinności" w stadzie "Pod tym samym niebem":). A Grażynie, Hanie i wszystkim zaangażowanym w szukanie domu dla stworzenia, znalezionego w lawendzie, pięknie dziękuję za chwile wzruszeń:)
W domu unosi się delikatny zapach lawendy, kupionej podczas pierwszego spotkania na lawendowym polu.
Lawendowa sól do kąpieli zaprasza do chwili relaksu, w trakcie której można zastanowić się nad niesamowitym zbiegiem okoliczności... Można odbudować wiarę w człowieka...
Kruche, lawendowe kwiatuszki doskonale nadają się do stworzenia zapachowego woreczka. Można go podarować miłej Osobie - ot tak - bo się pamięta:) Bo... "dobjo powjaca":)))
Och zazdroszczę odwiedzin lawendowego pola i zrobienia zapasów tego wspaniałego ziela. Uwielbiam napar z lawendy do picia. Fajnie że możesz podróżować, poznawać ciekawe miejsca i ludzi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki tym podróżom tyle się ciekawych rzeczy dzieje w moim życiu:) Kiedyś chciałabym pojechać do Prowansji:)
UsuńŻycie zakręca czasem tak, że aż! I dobrze! Gdyby człek planował, zakładał i wszystko zgadzałoby się ze wszystkim, byłoby trochę nudno.
OdpowiedzUsuńJa też nie sądziłam, przez myśl mi nie przeszło, że blog stanie się Kurnikiem w obecnym kształcie, który ciągle ewoluuje zresztą...
Masz rację:)) Byłoby bardzo nudno:))) A my lubimy zmiany, prawda?:) I tylko dobrych zmian życzę:)
UsuńI co?? źle Wam;)))))??? blogi to potęga;)))
UsuńOj, dobrze:)))
UsuńHana, a ja pamiętam, ja Cię molestowałam z Kretam, żebyś go załozyła:)
OdpowiedzUsuńZ tego Kurnika jeszcze coś wyrośnie...
Arte w dobrym czasie się z Grażynką na tym lawendowym polu znalazłyście...
Mnemo, jak to dobrze żeś molestowała:))) Tyle dobra z tego wyszło:) A ile jeszcze wyjdzie:))))
UsuńFaktycznie - odpowiedni czas i odpowiednie miejsce:)
Kurnik♥
UsuńPrzyznaję - molestowałam również;)
UsuńI bardzo dobrze się stało:)
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, że piesek ma już swój dom. Lawendę uwielbiam w każdej postaci. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI ja się cieszę:) A lawendę zaczynam coraz bardziej lubić:)
UsuńOdpowiedni czas, odpowiednie miejsce i odpowiedni kudzie! Cała ta lawendowa historia jest piękna:)
OdpowiedzUsuńAle ładnie napisane:))) Fajnie by było, gdyby wszystkie historie miały dobry koniec:)
UsuńByłoby cudownie, tylko zazwyczaj tych odpowiednich ludzi brak. Dobrze, że Jacuś Was spotkał na swej lawendowej drodze do szczęścia:))) Dzięki Wam ona taka, ta droga...
UsuńZnaleźliśmy się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze:)
UsuńTo jedna z historii, która napawa optymizmem. Znam, a jeszcze raz z chęcią przeczytałam o losach Jacusia. Myślę, że uda mu się zostać członkiem stada.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś, a lawendę też lubię.
Pięknie dziękuje za miłe słowa:) Bardzo bym chciała, żeby Jacuś "żył długo i szczęśliwie":)
UsuńArtenko, juz myslalam,ze gdzies zagrzebalas sie w jakiejs komorce i robisz porzadki ale popelnilas post o Jacusiu, ja wiem ,ze jacus trafil do swego domu i ze jest dobrze. chociaz wszystkich nas zmrozil pewien incydent, ktory incydentem tylko byl, tak wierze...
OdpowiedzUsuńWczoraj caly dzien spedzilam z kolezanka blogowa, Juta, bylismy w pieknych Radziejowicach pod Warszawa,, swiat wirtualnych znajomosci zmienia sie w realny i to bardzo piekny...tyle ma mozliwosci chocby znalezienie domu dla Jacusia. Sliczny ma pyseczek Jacus na Twoich zdjeciach, taki wyczekujacy, ufny...
a zielonozkowe jajka znakomite sa, ciagle je smakuje...dzieki za podzielenie sie nimi..
UsuńBo to jajka od serca dane:)
UsuńJeśli chodzi o komórkę, to robię, co mogę, aby wyjść jak najszybciej spod tych papierów:) Jacuś skradł serce pewnie niejednemu:) A blogowe znajomości stwarzają okazję do tego, aby było miło i dobrze w rzeczywistości:)
UsuńJesteśmy tu oboje z Cezarym i czytamy, ogladamy, wzruszamy się, usmiechamy!:-))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy Ci Arteńko za zaproszenie na Twego bloga, za mozliwosc przezycia naszych wspólnych, lawendowych chwil jeszcze raz i za to, że tak pieknie to wszystko opisałaś i pokazałaś. Naprawdę jest w tych wszystkich wydarzeniach jakaś metafizyczna, przewodnia niteczka. Sens ujawniony, który zawsze we wszystkim jest, tylko nie zawsze tak szybko go widac. A tu proszę, bezdomny, lawendowy Jacuś ma juz swój dom dzięki tylu dobrym ludzim z braci blogowej.Wszystkim zaangażowanym w poszukiwania dla niego domu serdecznie dziekujemy. A Ciebie Arteńko tulimy mocno, kochana, niezwykła dziewczyno poleska!:-))***♥
Pięknie dziękuję za tak wiele miłych słów. Zgadzam się ze stwierdzeniem, iż w tych zdarzeniach jest jakaś przewodnia niteczka i sens ujawniony. Na pewno wiele dobrego może się jeszcze przydarzyć:)
UsuńIle jest fantastycznych ludzi na świecie, choć świat krzyczy inaczej...Jesteś na to dowodem. Pomagasz ludziom i zwierzakom, super:) A lawendę kocham jak chyba wszyscy;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJakże miło czyta się takie komentarze. Pięknie dziękuję:)
UsuńHello dear friend!!
OdpowiedzUsuńWow!!What a beautiful lavender field !!!The dog is so sweet!!
Gorgeous pictures!Great images!You are so lucky visiting interesting places!
Have a happy day!!
Dimi...
Pies jest rzeczywiście przesłodki:) Przynajmniej na tych fotografiach.
UsuńA ja jestem bardzo szczęśliwa, mogąc podróżować i oglądać tak piękne widoki jak lawendowe pola:)
To jest naprawdę fenomen, te nasze blogi! To co opisałaś, te spotkania z ludźmi, ta opieka nad zwierzętami (to cudowna sprawa której doświadczyłam), ta pomoc z znajdowaniu zwierzakom domu. To metafizyka, czary i cuda, które pokazują, że ludzie są dobrze, chętni do dobrych działań i pełni optymizmu, wbrew temu co słychać w mediach.
OdpowiedzUsuńAtreńko, jesteś naszym dobrym duchem blogowym!
Ale miłe to ostatnie zdanie:) I fajnie doświadczać takich blogowych czarów:)
UsuńWspaniała historia ze wspaniałym zakończeniem! :) Bardzo się cieszę, że pies znalazł nowy dom i kochających właścicieli :)
OdpowiedzUsuńA jak ja się cieszę:)
Usuń" Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
OdpowiedzUsuńi mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie! " To oczywiście Czesław Niemen
Lawendowy Pies Jacuś to farciarz, bo miał szczęście trafić na łańcuszek ludzi dobrej woli .
Fajnie połączyłaś dwa wątki :))
Lawenda świetnie pielęgnuje także stopy, od lat stosuję krem z lawendą do pielęgnacji swoich :))
Też mi się wydaje, że Jacuś miał farta:)
UsuńJak ja lubię czytać takie wpisy.
OdpowiedzUsuńJa też:)
Usuń