Życie optymisty nie jest łatwe..._cz.9

... ale przecież jutro sylwester, można się bawić, tańczyć i cieszyć życiem:)

Optymista. Ktoś, kto uważa, że krok w tył zaraz po zrobieniu kroku naprzód to nie katastrofa lecz cha-cha.[źródło]

Zapraszam więc do tańca. Nie musi być to cha-cha. Ba, nieważne, czy ktoś ma 92 lata [źródło],


czy tylko 80 lat [źródło],


czy jest o wiele młodszy [źródło]:)


Życzę udanej zabawy sylwestrowej:)

P.S. Bardzo lubię tańczyć, może stąd właśnie czerpię swój optymizm?:)
P.S.' Udanego całego 2016 roku:)

Bombki z historią_2

Korzystając z atmosfery świątecznej, pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy złożyli mi życzenia. Bardzo to miłe z Waszej strony:)

Prawie rok temu w poście Bombki z historią prezentowałam jedne z najstarszych bombek, które od ponad czterdziestu lat zawieszane są na choince w moim domu. Poniżej prezentuję kolejne:

- moje ulubione "kule", szczególnie podoba mi się ta z chatką,


- kilka "muchomorków", w tle lekko stłuczony Mikołaj (a może Dziadek Mróz),


- bombka z Pinokiem,


- "sople",


-"pajączki" (ze starości szklane rurki sczerniały, ale kto by się tym przejmował).


Bombki były i nadal są cennymi przedmiotami. Ich wartość, wzbogacona emocjami i wspomnieniami, z roku na rok rośnie. Przechowywane są pieczołowicie w oryginalnych pudełkach.

Życzenia świąteczne

Wyjątkowe to święta, bo łączą ludzkie serca. Są to święta zgody, miłości, radości. Ludzie lgną do siebie, bo wspólnie chcą się radować i dzielić tym, co mają. Gdy nie mogą świąt spędzić razem, łączą się myślami, telefonują do siebie, ślą życzenia.


Słowa Aldony Różanek dedykuję wszystkim Szanownym Czytelnikom odwiedzającym mój blog:)


Przy haftowaniu karteczki korzystałam z projektu "Bauble Christmas card" zamieszczonego na stronie Form-A-Lines.

Bilet w jedną stronę...

... to wymarzony prezent dla mnie - niezależnie od okazji, miejsca, czasu. I taki właśnie upominek dostałam niedawno od B. i K. z przeznaczeniem na podróż gdziekolwiek zechcę. Zechciałam  na... szarlotkę do Murowańca (pisałam o tym w poście Gdyby zlikwidować kartki pocztowe).
Pierwszy dzień spędziłam na całodniowej jeździe w kierunku Tatr. Korzystając z uprzejmości Miki, przenocowałam u podnóża Giewontu.
Poranek dnia drugiego przywitał mnie śniegiem, otulającym wszystko dookoła. Widoki były nieziemskie.


W Kuźnicach zostałam poinformowana, że w górach widoczność jest ograniczona z powodu gęstej mgły. Nie spowodowało to zmiany mojego planu wjechania na Kasprowy Wierch.



Wraz z wysokością przekonywałam się, że komunikat meteorologiczny był zgodny z rzeczywistością. Na szczycie wszystko oblepiała mgła. Widoczność ograniczona była do kilkunastu metrów.

 


Zamiast zachwycać się widokami, musiałam skupiać się na niezgubieniu ścieżki. Na szczęście ktoś przede mną przetarł szlak.



Schodząc powoli, podziwiałam okryte śniegiem i szadzią rośliny,



a także okolone białym puchem stawy w Dolinie Gąsienicowej.



Schronisko Murowaniec wyłoniło się z mgły dosłownie na kilkanaście kroków przede mną.


Szczęśliwa z powodu dotarcia w całości do celu, zamówiłam sobie szarlotkę. I tu się skończyła moja wyprawa w jedną stronę.


Wybrałam ulubiony szlak przez Boczań, by ostrożnie zejść na dół.


Niestety zmrok zapadł dość szybko, ostatnie kilkaset metrów przeszłam zupełnie po ciemku.


W Kuźnicach okazało się, że nie było już żadnego autobusu i musiałam dotrzeć do Miki piechotą.



Trzeciego dnia trzeba było wrócić do domu (trwało to około 11 godzin). W sumie w podróży spędziłam prawie całą dobę, jechałam dziesięcioma środkami komunikacji publicznej. Najtańszy bilet kosztował przysłowiową złotówkę:)

P.S. Okazało się, że najlepszą szarlotkę pod górami piecze Mika:). Szarlotkę zjadłam na miejscu, do domu dostałam chleb i słoiczek morelowych konfitur - pychotka:)


A na dodatek w prezencie otrzymałam książkę Kazimierza Ludwińskiego pt. "Wyspa Szczęśliwych Dzieci" wraz z sympatyczną dedykacją. Już sama okładka zachęca do czytania, a może nawet do... podróżowania:)


Kończąc, pięknie dziękuję B. i K. za wymarzony prezent w postaci biletu w jedną stronę oraz przepyszne kanapki na drogę, a Mice za nocleg, życzliwą gościnę i wspaniałą książkę.

Życie optymisty nie jest łatwe..._cz.8

... choćby dlatego, że wszechobecna jesień nastraja bardzo melancholijnie:) [Tytuł to słowa, których autorem jest Scott Adams.]
- A czy ty widzisz to piękne słońce? I czy się cieszysz z tego powodu?
- Dzień jest ciepły, słoneczny, miły, przyjemny, cudowny, udany, piękny, beztroski niczym spadające liście z drzew. 
- A widziałaś dzisiejsze piękne żółte liście w świetle słońca? 
- U mnie chmury i kropi deszcz, mimo wszystko jest dobrze. :-)
- Dzień dobry, dziś mgła i brak słońca, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Piękny dzień się szykuje.
- U mnie jest chłodno, rześko i słonecznie. Chmury na niebie układają się w piękne, nieregularne wzory, są delikatnie różowe, gdzieniegdzie przechodzą w czerwień. Niebo jest przepiękne. 
- Rano było biało, ale teraz jest już tylko szaro, mokro, pada deszcz ze śniegiem. Ubieraj się ciepło. :-)
- Za oknem piękna pogoda, mnóstwo słońca i dość ciepło. Idealna pogoda na sobotni spacer. 
- Złap w locie wiatr i ciesz się, ile się tylko da. 
- Poproszę o zdjęcie prawdziwej zimy.
- A jak wrócisz ze spaceru, zrób sobie filiżankę dobrej herbaty. I zjedz jakieś pyszne ciastko. Tylko pamiętaj o ostatniej diagnozie lekarza. :-P


Czy można się dziwić, że przy takim optymistycznym nastawieniu do jesiennej aury melancholia odchodzi w zapomnienie i nawet pierwszy grudniowy śnieg wydaje się różowy?

Pan Samochodzik i duchy zamku w Bochotnicy

Wybrałam się kiedyś na wspaniałą wycieczkę do Bochotnicy, małej miejscowości koło Kazimierza Dolnego. Celem wyjazdu było zrobienie pikniku w prześlicznie położonych ruinach zamku, z którymi wiąże się wiele ludowych legend. Poniżej zebrałam trochę tekstów na ten temat, a także fragment noweli pt. "Antek" Bolesława Prusa, opisujący okolice.

Wieś leżała w niewielkiej dolinie. Od północy otaczały ją wzgórza spadziste, porosłe sosnowym lasem, a od południa wzgórza garbate, zasypane leszczyną, tarniną i głogiem. Tam najgłośniej śpiewały ptaki i najczęściej chodziły wiejskie dzieci rwać orzechy albo wybierać gniazda.
Kiedyś stanął na środku wsi, zdawało ci się, że oba pasma gór biegną ku sobie, ażeby zetknąć się tam, gdzie z rana wstaje czerwone słońce. Ale było to złudzenie.
Za wsią bowiem ciągnęła się między wzgórzami dolina przecięta rzeczułką i przykryta zieloną łąką. Tam pasano bydlątka i tam cienkonogie bociany chodziły polować na żaby kukające wieczorami.
Od zachodu wieś miała tamę, za tamą Wisłę, a za Wisłą znowu wzgórza wapienne, nagie.
[Bolesław Prus, Antek]

widok ruin w 1868 r. [źródło]

Zamek zbudowany został na wysokim wzgórzu w XIV wieku przez rodzinę Firlejów. Zbudowany został na planie nieregularnego wieloboku z kamienia. Swym kształtem dopasowany był do wielkości wzniesienia. Składał się z budynku mieszkalnego stojącego w części północnej a pozostałe strony otaczał mur obronny. Od strony południowej znajdował się wjazd na zamkowy dziedziniec a poprzedzała go 50-cio metrowa fosa. [źródło]


pocztówka z 1910 r. [źródło]

Z zamkiem wiąże się wiele legend. Najbardziej znana mówi o miłości króla Kazimierza Wielkiego do poznanej w Kazimierzu Żydówki Esterki. To dla niej w darze król miał zbudować bochotnicki zamek i połączyć go tajnymi lochami z warownia w Kazimierzu. Stąd często, choć mylnie, bochotnicką budowlę nazywa się Zamkiem Esterki. [źródło]


Jak było naprawdę nie wiadomo, co prawda Długosz potwierdza ten związek, ale zamek w Bochotnicy nigdy nie był własnością królewską lecz rycerską. [źródło]



Kolejna legenda też wiąże zamek z kobietą - Anną Zbąską. Ta właścicielka zamku uczyniła go w XV wieku bazą rozbójniczą. Żądna przygód i złota kobieta zebrała wokół siebie bandę rozbójników, która początkowo wymuszała haracze pod pozorem obrony mieszkańców, a z czasem dokonywała coraz bardziej bezczelnych napaści i grabieży na kupcach. Przez wiele lat gromadziła bogactwa, aż w końcu skazana została na śmierć - jej duch ponoć błąkał się po zamku, przepędzając kolejnych mieszkańców, tak że opustoszały budynek popadł w końcu w ruinę. Ta legenda oparta jest na faktach - rzeczywiście zamek był własnością kobiety - rozbójnika (nie jest jasne natomiast wiadome czy Anna Zbąska, czy może Katarzyna Oleśnicka dokonywała tych niecnych czynów).[źródło]


   
    
Z. W. Fronczek w pracy "Z toporem przez wieki. Legendy, podania i sensacje Lubelszczyzny i Podlasia" podaje legendę o białym kocie jaką miał przedstawić Adolf Dygasiński w "Kurierze Warszawskim". Wielki, biały kot miał strzec bochotnickich skarbów i pojawiać się zarówno w nocy, jak i za dnia. [źródło]

   

Według ustaleń m.in. Jana Długosza w 1399 roku obiekt kupił Klemens z Kurowa, kasztelan żarnowski. Jego rodzina była w posiadaniu Bochotnicy do połowy XV wieku, kiedy to przeszedł on w ręce Anny Zbąskiej. Kobieta- rozbójnik wraz z drużyną okolicznych łotrów i bandytów utworzyła w zamku zbójeckie gniazdo. Nękając okoliczne wsie i dwory, rabowała mieszkańców oraz kupieckie karawany. Podobno jej niecny proceder wzbogacił ją ogromnie. Łupy oraz kosztowności trzymała w zamkowych murach, a część z nich chowała w tajemnicy przed swoimi kompanami, w wydrążonej niedaleko jaskini. Jej działalność nie trwała jednak wiecznie, uciskana ludność oraz zła sława, która szybko rozniosła się po okolicy sprawiły, że rozbójniczka została skazana na śmierć. Jedni twierdzą, że łamano ją kołem, a jeszcze inni, że na pewno porwały ją złe moce. Przekonać się o tym miała podobno rodzina Samborskich, która przejęła niedługo potem zamkowe dobra, ale z niewyjaśnionych przyczyn szybko je opuściła. Jedno jest jednak pewne. Za okrucieństwo i hulaszczy tryb życia jej dusza została skazana na wieczne potępienie, a jej duch po dziś dzień pilnuje okolicznych podziemni i jaskiń, gdzie ukryte zostały wielkie skarby. [źródło]


Obok zamku znajdują się na terenie prywatnym ruiny renesansowej kaplicy mauzoleum Jana Bochotnickiego, w podziemiach której – jak głosi tradycja – znajduje się sklepiona krypta. Legenda jednak głosi, że są to ruiny grobowca Esterki. [źródło]


Skryte w gęstwinie drzew ruiny zamku stały się miejscem wydarzeń opisywanych w wielu legendach i ludowych podaniach. Część z nich nasuwa przypuszczenie, iż warownia była siedzibą zbójecką. Wiąże się to z osobą Katarzyny Zbąskiej, władającej zamkiem w XV wieku. Rozbójczyni została skazana na wieczne potępienie za swe zbrodnie dokonane na lubelskim podkomorzym - Grocie z Ostrowa i jak niektórzy mówią, jej duch pilnuje swoich skarbów po dziś dzień. Najbardziej popularną legendą jest opowieść o królu Kazimierzu Wielkim, który będąc w swym królewskim mieście - Kazimierzu Dolnym, przyjeżdżał do Bochotnicy, aby spotkać się ze swoją ukochaną Esterką. Słynąca z niezwykłej urody Żydówka podobno miała z królem dwóch synów: Niemira i Pełkę. Inna legenda podaje, że bochotnicki zamek połączony był podziemnym tunelem z warownią w Kazimierzu. Podobno tunelem można było poruszać się jeszcze w XX wieku. Obecnie nie jest on dostępny. [źródło]


W 1399 r. Klemens z Kurowa odkupił od Firlejów bochotnicki zamek, a jego potomkowie rozbudowali go, wystawiając drugi dom mieszkalny z kamienia i cegły. W końcu XV w. zamek znalazł się w ręku Anny Zbąskiej, która wraz z grupa straceńców i niespokojnych duchów założyła w jego murach zbójeckie gniazdo, napadając i rabując okoliczne dwory, mieszkańców i kupieckie karawany. Różne rzeczy opowiadają o zbójcy w spódnicy. Anna Zbąska zebrała ogromne łupy. Część z nich trzymała w zamkowych murach, ale większość kosztowności i złota w jaskini wydrążonej w nie opodal leżącym stromym zboczu. Skarby zanosiła tam sama, nie ufała bowiem swym towarzyszom. Za swe zbrodnie podobno poniosła okrutną karę. Jedni mówią, że sąd skazał ją na łamanie kołem, inni, że została porwana przez złe moce, by pilnować jako demon skradzionych kosztowności.
Podobno jeszcze nie tak dawno można było zobaczyć wyłaniającą się spod ziemi postać w długiej niewieściej szacie, gestem ręki zapraszającej śmiałka, by udał się za nią. Nikt z okolicy nie pamięta jednak, by znalazł się chętny do wyprawy po złoto zbójcy w spódnicy. Król Zygmunt Stary nadal zamek w Bochotnicy rodzinie Samborskich. Sto lat później w niejasnych okolicznościach jego właściciele opuścili swą rezydencję i od tego czasu nikt tam już nie zamieszkał. Mówią, że to za przyczyną ducha Anny Zbąskiej, który wystraszył wszystkich z zamku, by nie przeszkadzali w liczeniu zdobyczy. Do dziś zachowały się jedynie fragmenty zewnętrznych ścian zamku. [
źródło]

Piknik się udał, żaden duch nie straszył, chociaż... W trakcie łażenia po fragmentach murów zamkowych, niefortunnie stając na śliskich kamieniach, pośliznęłam się i rąbnęłam jak długa (na szczęście wewnątrz murów, a nie na zewnąrz). Wstałam, stwierdzając, iż nic sobie nie uszkodziłam. Spoglądając na kilkudziesięciometrową pionową ścianę za moimi plecami, pomyślałam, że gdybym spadła, to nie byłoby co zbierać. Wrażenie było na tyle silne, że potrzebowałam filiżanki gorącej czekolady. Oczywiście najlepszą czekoladę podają w Kazimierzu Dolnym w Faktorii - po kilku łykach tego fantastycznie słodkiego napoju od razu poczułam się lepiej, zapominając o niefortunnym upadku.


P.S. Przepraszam za niesfotmatowany tekst, ewentualnie źle działające linki, ale komputer odmawia mi posłuszeństwa - to chyba wina duchów, strzegących zamku w Bochotnicy. Podaję jeszcze inne źródła, w których można sobie na ich temat poczytać.