Znaczki kasuje się w autobusie

Wsiadłam do autobusu komunikacji miejskiej w ręku trzymając portfelik, w którym przechowuję pieniądze, bilety i znaczki pocztowe (tak na wszelki wypadek, gdyby przyszła mi ochota na wysłanie pocztówki). Ze specjalnej przegródki wyjęłam kilka... znaczków, oddarłam jeden i dopiero, wkładając do kasownika, zorientowałam się, że próbuję go skasować zamiast biletu.


Lekko zdziwiona, uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową. Kasując normalny bilet, doszłam do wniosku, że czas najwyższy zaopiekować się sobą. Albo pozwolić komuś na zaopiekowanie się mną.

Zaczęłam od zostania współautorką bloga ♭ aRT at home. Serdecznie zapraszam do lektury:) I bardzo proszę o same dobre myśli, słowa zachęty, odrobinę optymizmu, iskierkę radości, troszeczkę ciepła.

Pan Samochodzik i król drzew

- Jutro ma być piękna pogoda, dasz się namówić na wycieczkę?
- Oczywiście, a gdzie jedziemy?
- To niespodzianka.
***
- Cześć. Ta pogoda nie zepsuje naszych planów. Jakby co, to weź kurtkę przeciwdeszczową.
- Dobrze. I wygodne buty też wezmę.

I tym sposobem, nie zważając na lekki deszczyk zamiast słońca, jechaliśmy moją ulubioną Żabą w "nieznane". Droga, z początku całkiem dobra, dość szybko zamieniła się w pełną mniejszych i większych dziur, gdzieniegdzie połatanych, a często wypełnionych kałużami. Ale kto by się tym przejmował? Przecież towarzyszyły nam kwitnące tarniny, niczym dwórki w białym korowodzie.


Deszczyk padał, padał... A my zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek "we dworze", witani przez szpaler zielonych grabów.


W grabowej altanie można by było wypić herbatę, ale deszczyk zamienił się w deszcz.


Na szczęście kurtki przeciwdeszczowe spełniały swoje zadanie. Jedynie można było żałować braku kaloszy. 


Żaba dawała sobie wspaniale radę, jadąc po coraz gorszej nawierzchni. Mimo uroku pięknej alei grabowej, nie zdecydowaliśmy się przez nią przejechać z powodu ogromnych kałuż i wybojów. A jeszcze sto lat temu dziedzic z pobliskiego dworu jeździł tędy do kościoła...


Dziur w jezdni było coraz więcej, padającego deszczu też, ale w końcu dojechaliśmy do celu. Przed nami stał Bolko, król drzew, jeden z najstarszych dębów szypułkowych w Polsce.


Jego wiek datuje się między 400 a 800 lat, lecz mieszkańcy Hniszowa zgodnie twierdzą, że drzewo liczy ponad 1000. W obwodzie ma 875 cm i 28 metrów wysokości. Rośnie on w pofolwarcznym parku w miejscowości Hniszów w gminie Ruda-Huta. Dąb Bolko od 1959 r. objęty jest ochroną jako pomnik przyrody.
Według legend pod drzewem tym odpoczywał sam król Bolesław Chrobry wraz ze swymi wojskami podczas wyprawy na Kijów. Jako potwierdzenie podają miejscową legendę, według której w roku 1018 przed przeprawą przez Bug Bolesław Chrobry spędził noc w Hniszowie, odpoczywając pod młodym wówczas dębem. Stąd też imię Bolko ma pochodzić od zdrobnienia imienia króla Chrobrego. [źródło]
Skojarzenie imienia króla Chrobrego z nazwą dębu jest w świetle legendy dość oczywiste... A jednak... wiele wskazuje na to, że imię pomnikowego drzewa ma dziewiętnastowieczny rodowód. Otóż jedna z właścicielek tutejszego dworu - Joana Trzebińska - miała syna, którego nazwała... Bolesław. Dziecku nie dane było dożyć wieku męskiego - zmarł jako młody chłopak mając zaledwie 13 lat (w roku 1883), zaś nazwanie drzewa imieniem zmarłego syna było swego rodzaju unieśmiertelnieniem go. I zapewne także lekiem na duszę zrozpaczonej matki. Pryska zatem legenda średniowieczna, sędziwy Bolko jest  milczącym świadkiem dramatu jakich w XIX wieku odnotowano wiele. Nie zmienia to faktu, że pomnik przyrody z Hniszowa jest uważany za najstarszy i najpotężniejszy dąb Lubelszczyzny. [źródło]


Dąb Bolko w Hniszowie ma 500 lat (...) W sierpniu 2009 roku, jeden z dolnych konarów dębu złamał się i runął na ziemię. Konar ten miał 155 cm obwodu i 12 metrów długość. Jak obliczył opiekujący się drzewem dendrolog, konar liczył 247 lat. Od 30 lat był uszkodzony, od 22 lat był zaatakowany przez pasożytniczy grzyb. Na podstawie wieku konaru można precyzyjnie oszacować wiek drzewa. Zniszczony konar wyrastał na wysokości 6 m. [źródło]

Siedząc w cieplutkim wnętrzu Żaby, zastanawialiśmy się, gdzie urządzić piknik: w samochodzie czy też na łonie przyrody. Wariant "pod dębem" zdecydowanie wygrał - co tam te kilka kropel deszczu...


Patrzyliśmy się na delikatnie zieloną o tej porze roku roślinność i puszysty dywan trawy z żółto kwitnącymi zawilcami. Otaczał nas zapach ziemi skąpanej wiosennym deszczem. Wsłuchiwaliśmy się w szum drzew i głosy ptaków. Popijając wspaniałą herbatę, zajadaliśmy się pysznym sernikiem z wiśniami.
Nastrój sprzyjał rozmowom - o wszystkim i o niczym. O wiośnie, pięknie natury, tutejszych krajobrazach... O Bolku, królu drzew i o Julianie Wieniawskim, właścicielu pobliskiego majątku. Krople deszczu padały z nieba. A może to nie deszcz tylko echo fortepianowych koncertów na cztery ręce, odbywających się w pobliskich dworach?


Sąsiedztwo wiekowego dębu pomagało odczuwać historyczność tego miejsca. I chociaż po pobliskim dworze nie został żaden ślad, to ogród angielski ma się całkiem nieźle. Chcąc bliżej poznać otoczenie Bolka, można wędrować ścieżką przyrodniczo-historyczną z przepięknymi alejami, pomnikami przyrody, stawami, opisaną tu (klik) lub dokładniej tu (klik). 


- Zimno mi już, kończmy piknik i chodźmy do Żaby. I, proszę, włącz szybciutko ogrzewanie. Stóp prawie nie czuję w tych mokrych butach.


- A czy możemy jeszcze chwilę pospacerować? Wiesz... mam worek na śmieci i rękawiczki. Ja będę zbierać, ty będziesz iść obok mnie.
- Dobrze, daj jedną rękawiczkę, pomogę ci.


I tak, nie zważając na chlupocząca wodę w butach i postępujące zmarznięcie, przepędziliśmy się po wszystkich alejach, dróżkach, ścieżynach, zajrzeliśmy w zarośla, krzaki, pod zwalone pnie. Butelki szklane i z tworzywa sztucznego, kawałki folii, kapsle, szybko zapełniły worek i dodatkową dużą reklamówkę. [Te worki długo nie leżały, w powrotnej drodze mijaliśmy pracowników, zbierających podobne "znaleziska".]
Ciekawe, co myśleli okoliczni mieszkańcy, widząc nas, objuczonych workami śmieci? A zresztą... Kto by się tym przejmował.

Mamy tylko jedną Ziemię, a jej przyszłość zależy od każdego, na pozór niewielkiego, ludzkiego działania, zależy od każdego z nas. [Florian Plit, źródło]


Przemoczeni do suchej nitki, z chlupoczącą wodą w butach, w końcu ogrzaliśmy się w suchym wnętrzu Żaby. Szkoda, że gorącej herbaty w termosie już nie było... 


- To gdzie pojedziemy następnym razem?
- Gdziekolwiek. Z tobą to można konie kraść.
- Konie kraść?

- Tak, z tobą można nawet jechać na koniec świata i śmieci zbierać do rana. Tylko następnym razem weźmiemy cztery worki i dwie pary rękawiczek. I dużo więcej gorącej herbaty.

OGŁOSZENIE
Z powodu chęci dotarcia do ciekawych historycznie i przyrodniczo miejsc, cieszenia się bliskością natury, a także sprzątania otoczenia odwiedzanego przez turystów, chętnie przygarnę wehikuł. Nie musi być w zupełności taki jak pojazd Pana Samochodzika. Może mieć dowolną ilość drzwi i może palić tylko 4,2 l/100 km poza miastem. Zrezygnować mogę z amfibii oraz z kilku innych patentów, ale jestem na 200% pewna, że w pakiecie z autkiem potrzebuję OZSNS (Osoby Znającej Się Na Samochodach:))) O czerwonym kolorze nie wspomnę - to się rozumie samo przez się:)

Kartki świąteczne, które przejdą do historii_4

Żeby tradycji stało się zadość, pokazuję - jak w ubiegłym roku - kartki świąteczne oraz miłe prezenty otrzymane z okazji wiosny:)

Maria wykonała dla mnie specjalną karteczkę z krokusami, moimi ulubionymi wiosennymi kwiatami. 



Fotografię ursynowskich krokusów wraz z życzeniami przysłała Grażyna.


Z kolei poniższe zdjęcie otrzymałam od Ewy - ku pokrzepieniu serca.


Kartkę z barankiem dostałam od Kalipso z rodziną (w środku był rysunek kurczaczków, zapewne wykonany własnoręcznie przez któreś Kalipsiątko).


E. z rodziną przysłała mi kartkę z tradycyjnym motywem wielkanocnym.


Oczywiście nie mogło zabraknąć pisanek - poniższą karteczkę dostałam od J., W. i K.


Tęczowych pisanek, na stole pyszności, mokrego dyngusa i dużo radości - takie życzenia otrzymałam na karteczce od Hebiusa i Bazylego:) 


Do karteczki dołączony był sympatyczny prezent - kalendarz z ciekawymi rysunkami.


A skoro o prezentach mowa, to nie mogło zabraknąć serwetek (wszak ich nigdy dosyć):
- paczka od T. z motywami świątecznymi i Alpejskie Mleczko - przecież i ptasiego mleka nie może nie być na święta,

 

- paczka od p. Z.. z motywami wiosennymi, z dodatkiem czekolady z orzechami,


- paczka od T. z polem lawendy, a do tego świeczuszki na podkreślenie świątecznego nastroju, krem do rąk, leczący skutki marcowego mycia okien i pałeczki czekoladowe z miętą na poprawę humoru.


Za wszystkie śliczne karteczki wraz z życzeniami, fotografie kwiatów oraz prezenty bardzo serdecznie dziękuję. Sprawiły mi wiele radości.

P.S. Ażeby mi nie było żal, że już po Wielkanocy, to własnie dziś ucztuję prawdziwie świątecznie - dostałam od p. Z. to, co lubię najbardziej - dwie michy pierogów. Pyszności:) 


DZIĘ - KU - JĘ :) :) :)

Przepis na mazurek_2

W ubiegłym roku w poście "Przepis na mazurek":) chwaliłam się świątecznymi prezentami, którymi obdarowali mnie najbliżsi. Ponieważ ja nie gotuję wcale, bez tych prezentów Wielkanoc miałaby zdecydowanie skromniejszą oprawę. Na szczęście tegoroczne święta też zostały uświetnione wspaniałościami i pychotkami od Bliskich.

sałatka wielowarzywna, pasztet, ćwikła i stroik z owsa od B. i A.

jedna z dwóch babek od K.

babka od K., w tle palma z kwiatów soli

sernik od A. (jedno z moich ulubionych ciast)

mazurek od G. i J., smakuje nawet tydzień po świętach

Przy okazji zamieszczam (w celu kronikarskim) znalezione zdjęcie mazurka, zrobionego specjalnie dla mnie dwa lata temu przez A.

mazurek od A._ 2014

T. zrobił wspaniały bigos, uwędził wędliny, przywiózł jajka od szczęśliwych kur. K. przygotowała żurek, zrobiła ćwikłę i moją ulubioną świąteczną potrawę - ruskie pierogi. P. B. obdarowała mnie wielkim pojemnikiem pierników i babeczek (ale wyglądały tak smacznie, że... nie było czasu na ich sfotografowanie).

Wszystkim pięknie dziękuję za wspaniałe i pyszne wielkanocne podarunki:)