Życie optymisty nie jest łatwe...

... choćby dlatego, że tak trudno jest spotkać drugiego optymistę:) [Tytuł to słowa, których autorem jest Scott Adams.]


Wędrówkę po Bukowym Berdzie zostawiłam sobie na koniec mojego jesiennego pobytu w Bieszczadach. Miało być tak pięknie jak przed rokiem. Aura czasami jednak płata figla i...
... ostatniego dnia rano okazuje się, że jest zimno, deszczowo i mgliście. Wychodząc z niedogrzanej kwatery, przez głowę przemyka mi myśl, że nikt normalny nie wędruje po górach w taką pogodę. No tak - nikt normalny:)
O godzinie 7.15 (o rany, dlaczego tak wcześnie?:) wsiadam do szkolnego autobusu w Ustrzykach Górnych (o tej porze roku nic tu innego nie kursuje). Na przystanku Pszczeliny - Widełki oprócz mnie wysiada para młodych ludzi. Oni także idą niebieskim szlakiem na Bukowe Berdo. Oczywiście idą swoim tempem, po krótkiej chwili znikają mi z oczu. A wokół mnie tylko mgła i mżawka.


Przez pierwsze pół godziny zastanawiam się, czy nie powinnam jednak zawrócić. Przecież do szosy jest jeszcze tak blisko, o wiele bliżej niż pod górę. Przy przejściu przez strumień udaje mi się nie zamoczyć butów. Wysłużony sztormiak dobrze chroni przed wilgocią, ale utrudnia trochę chodzenie. Tempo mojej wędrówki określam jako "podziwiające" - co kilka kroków staję, łapię oddech i dla usprawiedliwienia dodaję: "Och, jak tu pięknie.". Co prawda, przez tę mgłę prawie niczego nie widać. Drzewa przyjmują dziwne kształty, nawet najcichsze dźwięki wyolbrzymiane są przez panującą wokół ciszę. Wyobraźnia podpowiada różne niestworzone historie. Zaczynam cichutko śpiewać - tak na wszelki wypadek, aby to "coś" usłyszało mnie w porę. Przy plecaku, zamiast dzwoneczka, uderzają o siebie dwa dzyndzelki (fachowo: uchwyty suwaka). Od czasu do czasu kijki stukają o wystające korzenie drzew. 


Szlak z powodu padającego w nocy deszczu jest błotnisty. Muszę uważać, aby się nie pośliznąć. Nawet najmniejsze zwichnięcie lub skręcenie nogi w takich okolicznościach urosłoby do dużego problemu. Szczególnie, że nie używam telefonu komórkowego. Mizerne szanse na znalezienie mnie tu aż do wiosny. 
Szlak powoli prowadzi pod górę, mija kolejna godzina mojego wędrowania. Na szczęście po drodze spotykam znajomych z przystanku - zatrzymali się, aby zrobić kilka fotografii. W takiej mgle:)


Na mojej starej mapie jest zaznaczona wiata, stąd już blisko do górnej granicy lasu. Tylko gdzie ta wiata jest? Wędruję już prawie trzy godziny, według tabliczek już dawno powinnam być na szczycie... No, tak - ci, którzy oznaczali szlaki, nie przewidzieli, że ktoś może po nich tak wolno chodzić. Na szczęście ścieżka jest dobrze widoczna. W końcu wiata wyrasta kilkanaście kroków przede mną. Porządnie zadaszona, zaprasza, aby odpocząć. Zdejmuję sztormiak, a nawet buty. Odparowywuję:) Gorąca herbata, kanapka. Szkoda tylko, że nie kupiłam drożdżówki (rano w sklepie dopiero przyjmowano towar:) 
Pojawia się dziewczyna z chłopakiem. Częstując kawałkiem czekolady, opowiadają o sobie. On, chodzący od kilku lat po górach, chciał pokazać jej uroki jesiennych Bieszczadów. Ona mówi, że musi tu przyjechać kolejny raz, bo teraz to tylko wszędzie mgła. Zostawiam ich, mówiąc, że pewnie mnie niedługo dogonią.


Wychodzę w końcu z lasu na otwartą przestrzeń. Niestety, deszcz zaczyna bardziej padać. Nie wiem, czy to co mnie otacza, to mgła czy chmury. Ścieżka jest coraz węższa. Po chwili spodnie mam do kolan mokre "dzięki" trawom rosnącym obok. Drogowskaz Muczne 45' kusi do zejścia. Chętnie poznałabym żółty szlak, ale jest to wariant dla mnie nie do przyjęcia. Z tego Mucznego można jedynie wydostać się, wędrując 10 km na piechotę do głównej drogi. Nawet w sezonie nic tam nie jeździ.


Trudno, idę dalej. Pojawiają się śliskie kamienie. I wiatr, który przetacza zwały mgły (albo chmur) z jednej strony grzbietu na drugą. Oczywiście nie doświadczam niczego z zapamiętanych poprzedniego roku letnich widoków.



Jarzębina, tak obficie owocująca w sierpniu, straszy teraz swoją nagością. Chociaż, gdy się dokładnie przyglądam, to stwierdzam, że dywany jagodzisk, przebarwione na rudo, mają swój jesienny urok. Trochę szkoda, że nie widzę Tarnicy... Trochę szkoda, że nie widzę czegokolwiek:).
Chętnie zdjęłabym już sztormiak (jest w nim zbyt gorąco), ale deszcz pada nadal. Ścieżką miejscami płynie strumyk wody, trudny do ominięcia. Buty mi już przemokły, no cóż.... taka ich "uroda". 


Idąc Bukowym Berdem, cały czas zastanawiam się, jak przy takim deszczu wygląda trasa zejściowa na Przełęcz Goprowców pod Tarnicą. To tylko 15 minut, ale wolę dłużej schodzić na własnych nogach niż szybciej zjeżdżać na... Ostrożnie stawiam kroki, podpierając się kijkami. Śliskie błoto, śliska trawa, śliskie kamienie... "Ech, świat jest taki piękny." - myślę, dodając sobie animuszu:) Jestem już prawie bezpieczna u dołu, gdy z mgły wyłania się...

... postać człowieka z długą do pasa brodą. Wygląda z daleka na starca - tak mi się przynajmniej zdaje... Tylko sposób poruszania się pod górę nie pasuje do niego. (Nie pamiętam w tej chwili, czy miał kostur, czy jakąś laskę, może zwykłe kijki, ale wyglądał tak jakoś... biblijnie. Pewnie ze względu na tę swoją siwą brodę...).
Po chwili mężczyzna zrównuje się ze mną i widzę go dokładnie. Jakże się pomyliłam:) Jest młody, na pewno młodszy ode mnie. Spod filcowego kapelusza wyglądają długie jasnoblond włosy. I oczy, w których błyszczy radość. I uśmiech taki, że zdaje się, iż słońce znad tej mgły wyziera:)
Stajemy na chwilę, słyszę "cześć" (to rzadkość, najczęściej ludzie mnie pozdrawiają, mówiąc "dzień dobry"). Mówi mi na "ty" bez żadnych ceregieli. Gadamy o pogodzie, mgle, błądzeniu po szlakach, radosnych i tragicznych zdarzeniach zapamiętanych z wędrówek swoich i cudzych. Wspomina, że od 10 lat przyjeżdża w Bieszczady, zatrzymując się w leśniczówce w Wołosatem. Niestety, Włodka już wśród nas nie ma, ale jest Ala... No, cóż... trzeba iść dalej. Krótką rozmowę kończą życzenia powodzenia na szlaku. Rozmowa jakich tysiące?
"Nie, coś w niej było innego..." - myślę, wchodząc na Siodło pod Tarnicą. Najczęściej ludzie mnie pytają: "To pani tak sama wędruje? I pani się nie boi? To nie lepiej w domu posiedzieć w ciepełku?" Może i lepiej... W butach od dawna chlupie woda, zgrabiałe ręce z trudnością trzymają kijki, sztormiak ocieka wodą. I do tego niczego wokół nie widać. Nie wyciągam nawet aparatu fotograficznego z mokrego plecaka. Tylko mgła i chmury - zdjęcia i tak by nie wyszły.
Wybieram dłuższe, ale mnie strome, zejście do Ustrzyk przez Szeroki Wierch. Wiatr coraz większy, na szczęście nie wieje w twarz, tylko z boku... Każdy kolejny krok sprawia coraz większą trudność. Wszyscy ludzie już przeszli, w las wchodzę samotnie. I znowu próbuję sobie przypomnieć jakąś piosenkę i cicho ją zanucić - tak na wszelki wypadek. Schodzę ostrożnie, bo ślisko. Resztka herbaty w termosie nie jest już ciepła. Szkoda, że nie kupiłam rano drożdżówki...
Ostatni zakręt na leśnej ścieżce, następnie kawałek drogą szutrową i asfaltem, po którym po tylu godzinach wędrowania ledwo idę. Wchodzę do Ustrzyk przemoczona i zmarznięta, a przede wszystkim baaardzo zmęczona. "Jeżeli teraz nie nie kupię tej drożdżówki, to żadna siła nie będzie mnie w stanie wyciągnąć z kwatery aż do rana." - myślę, przechodząc koło sklepu. Stoję w kolejce, ktoś podchodzi do mnie. I znów te radosne oczy i słoneczny uśmiech:) Słyszę: "Ooo, już jesteś, po mnie do Pszczelin przyjechali. Czekaj, zrobię ci zdjęcie, tylko zdejmij ten kaptur." "Nie, nie zdejmę." - odpowiadam trochę nieprzytomnie. "Dlaczego?" - pada pytanie. "Bo... nie jestem uczesana" - odpowiadam już zupełnie bez sensu. Za to uśmiecham się jak mogę najserdeczniej do... telefonu komórkowego. "Mam nadzieję, że nie zamieścisz tego na żadnym facebooku" - żartuję. "No, coś ty, od czasu do czasu robię fotografie ciekawym ludziom spotkanym na szlaku. Zrzucam je później na swój komputer. Zimową porą lubię je oglądać. Nazywają mnie Mojżesz, chyba ze względu na tę brodę. Mojżesz z Milanówka. Do zobaczenia, może kiedyś w Bieszczadach, przyjeżdżam tu co roku."
Ostatnie zdanie słyszę, odchodząc spod sklepu. Gapa ze mnie, nawet nie powiedziałam, jak mam na imię... Usprawiedliwia mnie tylko to ogromne zmęczenie... Przechodząca koło mnie kobieta uśmiecha się do mnie i mówi: "Mąż jest pod pani ogromnym wrażeniem, całą drogę z Pszczelin opowiadał o spotkaniu z panią." Zmęczenie bierze górę. Jestem w stanie wydusić z siebie tylko słowa: "Taaak? To miło mi ogromnie."
"Ech, życie jest piękne" - kołacze się po mojej głowie w drodze na niedogrzaną kwaterę:)

P.S. Po przyjeździe do domu próbowałam znaleźć w sieci coś na temat "Mojżesza". Ot, potęga internetu:))) Niestety (na szczęście?) znalazłam tylko to (klik, trzeba lekko przechylić w lewo głowę).

Na wszelki wypadek, gdybyśmy się nie spotkali jeszcze raz, tą drogą przesyłam serdeczne pozdrowienia drugiemu optymiście, spotkanemu na szlaku:) I żonie optymisty też:)))

50 komentarzy:

  1. Arteńko, Ty fariatko kochana. To chociaż ten telefon zabieraj, a, co będzie jak skręcisz choćby nogę???
    Wiem, wiem......marudzę, ale widzisz Mojżesz miał telefon, a on też wędrowiec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę skręcić nogi, bo ... jakbym dalej chodziła?:)
      A jeśli chodzi o telefon, to coś na ten temat napiszę:)

      Usuń
  2. Arte, jakie piękne spotkanie! Niezwykłe spotkanie z niezwykłym człowiekiem w niezwykłych okolicznościach przyrody:)) Podziwiam twój hart ducha i ciała, wędrowanie w takich warunkach przestaje być przyjemnością... Kupiłaś w końcu tą drożdżówkę???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wędrowanie w takich warunkach... to dopiero przyjemność:)
      Co do drożdżówki - nie pamiętam. Ale jak znam siebie - kupiłam:)

      Usuń
  3. Ja też podziwiam, do bólu. Może Mojżesz ciekawym człowiekiem jest, ale co to za staczanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ha:))) Ja pisałam o zauroczeniu, to Ty pisałaś o staczaniu:))))

      Usuń
  4. Arteńko, jesteś! Jest i Bieszczadnik! Prawie jak niedźwiedź:) Hana ma jednak rację, to miłe spotkanie z Bieszczadnikiem, piękne wrażenia z obu stron, ale nie staczanie:)
    Ale jak można bez komórki?! Dla mnie jesteś cudowną kosmitką :))) Z wielu powodów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A miałam iść już spać:) Ale przez tę kosmitkę chyba nie pójdę... ze śmiechu:)

      Usuń
    2. Pośpij trochę:) Tyle wrażeń miałaś ostatnio, trzeba to wszystko opisać:)))

      Usuń
    3. Nie mam pojęcia, kiedy mi się uda to wszystko opisać:)))

      Usuń
  5. Jaka wędrówka, takie spotkanie. Jedno i drugie niezwykłe. Gratuluję wytrwałości.
    Okropnie nie lubię chodzić w mokrych portkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do mokrych spodni - też nie lubię w takich chodzić. Na szczęście moje dość szybko schną:)

      Usuń
  6. Był tobą Arte zachwycony , a jakże mógł nie być :)))) . W taką pogodę bym nie polazla ,za ślisko . Z tym zatrzymywaniem się pod pretekstem ,jak tu pieknie mam podobnie hehehe .
    Witaj po przerwie brakowało cię :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tempo "podziwiające" nie jest złe - więcej się zobaczy:)
      Strasznie miłe to, co piszesz na temat brakowania:)

      Usuń
  7. Wspaniale opisana przygoda! Co za spotkanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No przecież Tfoje oczy mówią fszystko!!! Arte, jesteś optymistką, to widać z daleka;)))) Ach, jakże zatęskniłam w góry - o mój Boszszee...

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniale opisałaś:) Podziwiam Cie, Jesteś odważna do n-tej potęgi.
    Komórkę jednak zabieraj, proszę , możesz ja wyciszyć przecież.
    Dzięki za piękny spacer:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciszona komórka, a brak komórki - to nie to samo:)

      Usuń
  10. Artenko! Ty jestes niesamowita!!! bohaterka absolutna, sama nie wiem jak wyrazic zachwyt...piekna przygoda i piekne wedrowanie. I chyba ta mgla dodaje tej wedrowce wiecej uroku.Chyba Ci zazdroszcze tej determinacji. No wlasnie i co z ta drozdzowka? Zaraz sobie jakas zjem, kupie w sklepiku na rogu. a komorke trzeba jednak brac! sciskam Cie bardzo mocno optymistko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, zaraz bohaterka.... Po prostu lubię życie i świat:)
      Drożdżówkę od tego czasu zjadłam i to nie tylko jedną:))))
      A o komórce jeszcze napiszę:)

      Usuń
  11. Kochasz te Bieszczady niesamowitą miłością :)) Bo tylko ona może dać siłę na takie wędrówki. Widoki w tej mgle są niesamowite i czasem można w takim pustkowiu kogoś spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko po Bieszczadach potrafię tak wędrować:) Najbardziej lubię Tatry.

      Usuń
  12. Też kocham góry, ale sama bym nie poszła w taką pogodę. A spotkanie cudowne, Widzisz Bieszczadnik też poznał, żeś CUD :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pogody - i gorsze mi się zdarzały:)
      Spotkanie - faktycznie niezwykłe:)

      Usuń
  13. No nieźle, "piękna" pogoda się trafiła tego ostatniego dnia :) Aż mi się przypomniało jak kilka lat temu trafiła mi się podobna, a mimo wszystko szłam w te góry jakby coś mnie tam pchało, zupełnie nie wiem dlaczego. Oczywiście buty przemoczone i wyglądałam jak obraz nędzy i rozpaczy (jak dotarłam do schroniska to nawet dostałam darmową herbatę), ale takiego niesamowitego spotkania nie miałam i trochę zazdroszczę :) Ja za to podczas tej wędrówki znalazłam książkę - widocznie tak miało być :)
    PS: Pięknie opisane, chętnie poczytam więcej jeśli jeszcze coś tam masz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki obraz nędzy i rozpaczy przedstawiałam kiedyś obok Murowańca (dopadła mnie zamieć śnieżna, ale ... przeżyłam:)
      Spróbuję kiedyś coś jeszcze napisać:)

      Usuń
  14. Uwielbiam takie spotkania. I jak tu po gorach nie chodzic???
    Wojciech Kilar mawial, ze w gorach, od pewnych wysokosci, spotyka sie juz tylko fajnych ludzi. Tez tak mysle;)

    "Tu w Bieszczadach wstaje, mgla wilgotny dzien..." anooo;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szczyty ogniem płoną, stoki kryje dzień"
      Piękne słowa o tych, co po górach chodzą:)

      Usuń
  15. Ale piękny post!!!Jestem zachwycona tak bardzo,że lecę go jeszcze raz przeczytać!!!Buziaki.Cudowna z Ciebie osoba.

    OdpowiedzUsuń
  16. Podziwiam wytrwałość i zazdraszczam odwagi. Sama w lesie, e gdzie tam, pewnie wogóle bym w taką pogodę nie ruszyła się dalej jak po drożdżówkę. No ale ja jestem z natury bojaźliwa i jeszcze ta mgła. Ale spotkania z Mojżeszem to zazdroszczę. Nie dość że optymista to oryginał a takich ludzi baaardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet podczas wyprawy tylko po drożdżówkę można spotkać ciekawego człowieka (i oryginała, i na dodatek optymistę). Wystarczy czasami tylko wyjść z domu:)

      Usuń
    2. Z tym się całkowicie zgadzam. Przestało padać, nawet słońce mignęło dwa razy. Wychodzę i udaję się w tereny miejskie, nie dokońca przeze mnie poznane a nuż się natknę na jakiegoś oryginała.

      Usuń
  17. Czarodziejska opowieść i widoki ;) wspaniałe są takie samotne wędrówki w głuszy,też praktykuję. Oby tylko ci napotykani wędrowcy byli zawsze tak pozytywni, czego sobie i Tobie życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za życzenia:) Tobie też życzę spotykania tylko pozytywnych wędrowców:)

      Usuń
  18. Czytałam jak urzeczona, pięknie to opisałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. A gdzie mój poprzedni komentarz? Chyba poleciał sobie w kosmos. W każdym razie ja miałem lepszą pogodę, nogi mnie bolały niesamowicie (zwłaszcza drugiego dnia), a poza tym - kocham Bieszczady! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tak, zeżarło komentarz:) Pogody "zazdraszczam". Uczucia do Bieszczadów - nie:)

      Usuń
  20. Ponoć, tu znowu posłużę się słowami Andrzeja Poniedzielskiego, różnica między optymistą a pesymistą jest taka, że optymiście zdaje się, że świat stoi przed nim otworem, a pesymista zdaje się wiedzieć o który otwór chodzi... 7:15 środek nocy, nie chciałoby mi się leźć ale opis ładny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w tych słowach Poniedzielskiego:)
      I dla mnie 7.15 to środek nocy, ale nie było wyjścia:) To był ostatni autobus.

      Usuń
  21. Wow!!What a wonderful walk in the forest!The pictures with the fog are fantastic!
    Like the river!The place looks amazing!Have a lovely weekend!
    Dimi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, mgła ma swój urok:) Nie mam zbyt dobrego aparatu fotograficznego, żeby to lepiej było widoczne, ale miejsce było bardzo urokliwe:)

      Usuń
  22. Wpadlam tylko na chwilke, pozdrowic CIe serdecznie z mroźnej Alaski. Opowieść przeczytam po powrocie do domu- uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za tak mroźne pozdrowienia i to w dodatku z tak daleka:)

      Usuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.