że będziesz mógł odwdzięczyć się większymi."
- podczas czytania mojego bloga;
- w trakcie pisania kolejnego e-maila do Gosianki;
- bawiącą się sznureczkiem od mojego aparatu fotograficznego, pisać się już nie dało;
- pal licho pisanie:) Dobrze się tak siedzi razem: ręka w łapkę, łapka w rękę:)))
Powyższe słowa dedykuję Gosiance Wrocławiance, prowadzącej blog Za Moimi Drzwiami (niestety, nie mam pojęcia, kto jest ich autorem) Według mnie bardzo pasują do sytuacji, która miała miejsce nie tak dawno. Na początku grudnia dostałam od Gosianki e-mail, którego fragment pozwolę sobie zamieścić:
Przejdę od razu do rzeczy... Mam do Ciebie nietypowe pytanie, wiem, że podróżujesz po Polsce i z tego wnioskuję, że masz czas. Wiem, że opiekowałaś się Tropikiem, więc wnioskuję, że lubisz i umiesz zajmować się zwierzyną. Chciałabym zapytać czy... aż mi głupio, że tak prosto z mostu, ale czy nie przyjechałabyś do Wrocławia i nie zajęłabyś się moją zwierzyną.:)) Potrzebujemy kogoś zaufanego....
W momencie, gdy przeczytałam to ostatnie zdanie - po prostu oniemiałam:) Zaufanego??? Przecież ja i Gosianka wcale się nie znamy, owszem, czytałam kilka Jej postów, wysłałam nawet jakieś kartki, ale... żadnych bliższych kontaktów, maili, telefonów. Nic, co usprawiedliwiałoby obdarzenie mnie zaufaniem:) Jednak - jak w takiej sytuacji można zawieść takiego człowieka? Odpisałam następująco:
Fantastyczna propozycja:))) Ale... I od razu bez ogródek też przejdę do rzeczy:) Mam duuużo wolnego czasu i bardzo lubię podróże. I bardzo lubię wszelakie stworzenia, ale Tropik był - jak dotąd - jedynym zwierzakiem, którym się opiekowałam. Nie mam żadnego doświadczenia w zajmowaniu się psami czy też kotami (w życiu nie miałam żadnego stworzonka). Ach, prawda, są lub były jeszcze psy bliskich i znajomych, ale to tylko od czasu do czasu, może na jeden dzień, nie dłużej. Podsumowywując - nie mam pojęcia, czy moje doświadczenie jest wystarczające:)
Po wymianie kilku maili uzgodniłyśmy wszelkie szczegóły przyjazdu i pobytu. Miałam trzy razy dziennie karmić jednego psa i trzy koty, a z pieskiem dodatkowo wychodzić po posiłkach na spacer. I tyle lub aż tyle:) Wyszłam z założenia, że koty... chodzą swoimi drogami i nie należy im w tym przeszkadzać, a pies... przede wszystkim śpi:) Z jakimi stworzeniami będę miała do czynienia mogłam się przekonać, czytając post Drzwi do Pięknego Świata.
Zaopatrzona w leki przeciwalergiczne (mam m. in. alergię na sierść psów i kotów) trafiłam Za Gosianki Drzwi i... zobaczyłam go:))) Wielkie, sympatyczne, złote psisko o imieniu Rufi, a na dokładkę bawiące się misiem:)))) Miękki futrzak, lubiący głaskanie, o tak łagodnym spojrzeniu, że już samo patrzenie w jego oczy powoduje w człowieku odpływ wszelkich złych emocji, a dotykanie ręką jego sierści wzmaga produkcję... ludzkiej dobroci:) No i głaskałam go, bawiłam się z nim "w misiaczka", karmiłam i chodziłam na spacer. Właściwie chodziliśmy na spacery:)
Ach, co to były za spacery:) Dostojnym krokiem, zachwycając się okolicznościami przyrody, robiliśmy "kółeczko" wokół skweru, na którym kwitły jeszcze stokrotki:)
Przez tydzień pies ani razu nie zaszczekał. A zresztą po co? Wszyscy nas mijali, uśmiechając się do nas, kłaniając się, zagadując przyjaźnie. Nie sądzę, abym to ja, kosmitka, wywoływała takie pokłady szacunku. W naszym duecie pierwsze skrzypce grał Rufi, a właściwie hrabia Karol, gdyż tak nazywałam go w myśli. Zresztą, nie tylko w myśli. Po krótkim przystanku na trawie, kiedy to stwór wąchał jakieś liście czy gałązki, zwracałam się do niego, mówiąc: "chodź, Karolu, idziemy dalej", a on statecznie kroczył obok mnie. Noga w nogę, łapa w łapę:) Po skończonym spacerze, wymownie patrzył na moją kieszeń, w której trzymałam psie ciasteczka:)
A'propos ciasteczek - pod koniec wspólnych spacerów zapasy mi się skończyły i, chcąc je uzupełnić, weszłam do pobliskiego sklepu zoologicznego. Zostałam radośnie przywitana przez panią, która na moje stwierdzenie "proszę ciasteczka dla Rufika", zaczęła się nim zachwycać, zachwycać, zachwycać... Rany! W życiu nikt mnie tak serdecznie nie potraktował "za ladą":))) Zostałam "obdarowana" świątecznymi pozdrowieniami dla mnie i wszystkich członków rodziny Gosianki. Wychodziłam ze sklepu z przekonaniem, że wszyscy mili dla zwierząt, są równie serdeczni dla ludzi:)
Przejdę teraz do opisu pozostałego zwierzyńca, wspomagając się cytatami z e-maili Gosianki.
... jeden nasz kot, czarny Hokus, musi brać codziennie leki. On pięknie je wypija ze strzykawki, lubi to, więc nie powinnaś mieć problemów...
Leki w płynie zostały zamienione na specjalną karmę - wiec żadnych problemów nie było. Jedynie zaniepokoiłam się, gdy Hokus zniknął mi na pół dnia z oczu. Okazało się, że swoje imię nosi nie od parady - pojawił się nagle przy kolejnym posiłku. I został na dłużej:) Ostatniego dnia "zamelinował" się w niepościelonym łóżku:) I tak mi było szkoda go ruszać, że stwierdziłam: "a, niech leży i mruczy":)
Mamy jeszcze dwa inne koty... Stefcia powinna być bezproblemowa. :)
I była:) Dużą część czasu bawiła się lub spała. Najmniej absorbowała moją uwagę, jedynie podczas posiłków trzeba było uważać, aby inne koty nie podjadały z jej miski.
Amisia jest bojaźliwa i pewnie trochę czasu minie zanim się do Ciebie przekona, ale ona za jedzonko zrobi wszystko, więc nie przewiduję problemów. :)
Przedstawiam teraz bojaźliwą Amisię:
- na krzesełku obok mnie;
Przedstawiam teraz bojaźliwą Amisię:
- na krzesełku obok mnie;
- podczas czytania mojego bloga;
- w trakcie pisania e-maila do Gosianki;
- w trakcie pisania kolejnego e-maila do Gosianki;
- pal licho pisanie:) Dobrze się tak siedzi razem: ręka w łapkę, łapka w rękę:)))
Były jeszcze sytuacje, których nie dało się sfotografować. Otóż Amisia niekiedy siadała pomiędzy mną a klawiaturą i, bardzo delikatnie, przysuwała pyszczek do mojej twarzy, obwąchując moje okulary:)
Jednak nie zawsze było tak idyllicznie:) Miały miejsce zdarzenia, które przerastały moje nerwy:))) Dotyczy to momentów jedzenia, a właściwie prób nakarmienia mnie przez siebie samą w chwili, kiedy cztery pary oczu, patrzące z wyrzutem, pytają: "a my???":))) Oczywiście bywało to pół minuty po tym, jak cztery miski zostały napełnione, wyjedzone i wylizane do czysta:))) Nadmieniam, iż najpierw karmiłam stwory, a później chciałam coś zjeść sama:) Nie udało mi się tego ani razu zsynchronizować. Próbowałam jeść na siedząco przy stole, na stojąco, chodząc po kuchni, w sąsiednim pokoju. Pewnego razu... poszłam do baru i, bez patrzenia się na mnie kogokolwiek i czegokolwiek, zjadłam swoje ulubione ruskie pierogi:) Pyszne:) Proszę się nie martwić - trudności w spożywaniu posiłków nie wpłynęły znacząco na moją figurę:)
Przepraszam, że dopiero teraz opisuję mój pobyt u Gosianki. Gdyby ktoś z Szanownych Czytelników chciał przeczytać relację bardziej "na gorąco", polecam post przez Nią napisany pt. CudHistoria. Jest w nim seria bardzo pięknych fotografii, zrobionych specjalnie dla mnie nad jeziorem Zeller See. Za zdjęcia, szczególnie ptactwa wodnego, bardzo serdecznie dziękuję:))) Przy okazji zaznaczam, że ani u Gosianki, ani w moim poście nie mieści się radość stworzeń po powrocie ich właścicieli do domu. Po prostu - nie da się tego opisać:)))
Ponieważ zaistniały drobne różnice pomiędzy mną a Gosianką w interpretacji konieczności odwdzięczania się za pilnowanie zwierzyńca, informuję, iż wprowadziłam do mojego bloga kolejną kategorię wpisów - wolontariat [...(łac. voluntarius - dobrowolny) – dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie.; źródło]. Być może kiedyś napiszę coś więcej na ten temat :)
Na koniec, w nawiązaniu do tytułu postu, słowa Erazma z Rotterdamu:
Na koniec, w nawiązaniu do tytułu postu, słowa Erazma z Rotterdamu:
Sobie wyświadcza dobrodziejstwo, kto je wyświadcza przyjacielowi.
Arte, Kochana, pięknie to opisałaś. Ciepło od tego na duszy i ciele. Amisia na jednym ze zdjęć - lotopałanka! I ręka w łapkę...:)
OdpowiedzUsuńFajny ten ogonek:)) I łapka też fajna, prawda?:)))
UsuńArteńo, i się uśmiałam, i wzruszyłam bardzo. Szczególnie tym ostatnim zdaniem - cytatem Erazma.
OdpowiedzUsuńA z tym jedzeniem to ja mam tak codziennie :) dwie pary oczu wgapione tak, że żarcie kościo w gardle staje :))) A kicia dodatkowo włazi na stół i w zwolnionym tempie łapę wysuwa do talerza :))) Szczególnie, gdy ryba na talerzu :)
Arteńko, powtarzać Ci będę : jesteś superpozytywnie zakrenconom kosmitkom ! I jesteś do uwielbiania ! Więc jak Cię nie kochać !
Aha, zapomniałam dodać, że Amisia bojaźliwa :) i łapka w rękę i ręka w łapkę rozmiękcza serce na ament !
UsuńTen Erazm mądry był, prawda?:)
UsuńKoty potrafią wchodzić chyba wszędzie:))) I faktycznie trzeba przed nimi pilnować to, co na talerzu:)))
Kosmitką to ja jestem, gdyż nie używam telefonu komórkowego - nadal:)))
Ale bardzo dziękuję za miłe słowa:)))
Łapka rozmiękcza faktycznie:)
UsuńBozszssz!!! jaki piekny post!!! Artenko...juz nie bede Ci pisala jaka wspaniala jestes ale jestes! A Rufi to brat blizniaczy mego Huliego, ktory juz przeszedl na druga strone teczy, dokladnie ten sam kolor, to samo zachowanie sie godne nad miare, i ta sama szlachetnosc...Tak ma ta rasa psow! sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za miłe słowa i za wspomnienie o Twoim psie:))) Myślę, że psy upodobniają się do swoich właścicieli. Dobrzy ludzie mają dobre psy:)
Usuńi ja się wzruszyłam, i uśmiecham się przez łzy :) nie będę kadzić, i tak wiesz jaką masz CUDopinię u nas :) piękna opowieść
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Płakać wcale nie trzeba, bo życie jest piękne :)) I już:)
UsuńPiękny post, taki prosty, a zarazem cudny, zwierzęta od razu wyczuwają dobrego człowieka i Wasza " współpraca " mnie wcale nie dziwi, bo jesteś fantastyczna - ja tak Ciebie odbieram, co znajduje potwierdzenie w tym, co tutaj przeczytałam. A zaraz pędzę przeczytać CudHistorię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Pięknie dziękuję za miłe słowa:) Życie jest proste, tylko czasami ludzie sami je sobie komplikują. W świecie zwierząt jest inaczej = łatwiej:)
UsuńJesteś absolutnie wspaniała! :) Chyba nic więcej nie dodam, bo wzruszyłam się troszkę :)
OdpowiedzUsuńPS: Już wiem gdzie mogę uderzać w nagłych wypadkach kiedy nie będę miała z kim zostawić 10 kotów i psa :))) Żartuję oczywiście :)
Wielkie dzięki za miłe słowa i troszkę wzruszenia:))))
UsuńTy mi tu nie żartuj, bo ja już wyciągam kalendarz i zastanawiam się, kiedy mam wolne:)))
Kosmiczna i cudowna wolontariuszko, piękny, wzruszający post:))) Wszystkie zwierzęta Gosianki są słodkie, ale ten Hokus... Cudo!
OdpowiedzUsuńDziękuję:))) Hokus jest... magiczny:)
UsuńOj, Rufi jest tak kochany i spokojny, że to żadne wyzwanie taka opieka;))) Gdybyś chciała wejść na kolejny poziom opieki nad zwierzętami zapraszam do Kruczka - szkoła życia;)))
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że Gosianka miała "nocha" do opiekunki;))) A może to Rufi Cię wywęszył przez bloga Gosianki?;)))
Nie mam pojęcia jak to było z Gosianką - do tej pory nie wiem, jakim cudem do mnie trafiła:))))
UsuńZ Ruficzkiem masz rację - żadne wyzwanie, sama przyjemność:)))
Do Kruczka - kiedy?:))))
Zastanów się DWA razy;)))) Ale spoko - zapamiętam gotowość bojową i w razie czego uśmiechnę się;)))
UsuńBardzo trafnie nazwałaś Rufiego, jego spokuj i dostojeństwo bezprzecznie świadczy o jego hrabiskim pochodzeniu ,a imie Karol też bardzo dostojne jest :))) Co do Amisi to JolkaM pewnie ci zazdraszcza ,bo z nią Amisia oswajała się dłużej . Mnie Amisia też nie zaszczyciła swoją uwagą ,niestety . A ja to Ci zazdraszczam tego zdjęcia Amisi na fotelu ze spuszczonym ogonem ,piękne one jest :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz.
UsuńZ Erazmem się zgadzam. Gdybyś chciała się pozbyć alergii, jest sposób,
OdpowiedzUsuńhttp://brygidaibartek.pl/jak-wyleczylem-sie-z-alergii-historia-bartka/ to opis ciężkiej alergii a tu drugi gdy kobieta matka, wyleczyła synka sama, ku zgorszeniu lekarzy już chętnych do reklamówki lekarstw i dożylnego odżywiania. http://www.maluchy.pl/forum/JAK-WYLECZYLAM-ALERGIE-AZS-GRONKOWCA-ASTME-t57288.html to oczywiście na marginesie Twojego posta, ale chociaż z Erazmem się zgadzam to jednak uważam, że wdzięcznym należy być, bo wdzięczność przyciąga więcej darów do nas. :))
♥♥
Bardzo dziękuję za podane linki. Historia Bartka ciekawie opisana, nawiasem mówiąc, z wielu aspektów tej choroby nie do końca zadawałam sobie sprawę:) O diecie Dąbrowskiej już słyszałam.
UsuńO tej wdzięczności i przyciąganiu - pomyślę:) Jeszcze raz dziękuję:)
What a cute dog!!
OdpowiedzUsuńThe kittens are so sweet!!
Excellent photos!!Have a happy week!
Dimi...
Masz rację, zarówno pies, jak i kotki, są bardzo słodkie i sympatyczne:)
UsuńArte, dla mnie to Ty jesteś bardzo odważna ( co się dziwić, żeglarka i traperka), ja bym miała pietra, bo to 3 koty i duży pies:))) Poradziłaś sobie koncertowo, a zwierzęta, obdarzając Cię zainteresowaniem i akceptując od razu, zwyczajnie poczuły CUDduszę..........
OdpowiedzUsuńTeż miałam pietra:) Ciekawi mnie tylko, czy zwierzaki wyczuły bardziej psią czy kocią naturę)
UsuńFajny opis Twojego pobytu u Gosi :) I odkryłaś w sobie kolejny talent - opiekunka idealna dla zwierząt :)
OdpowiedzUsuńEee, czy idealna to nie wiem:)
UsuńAtre, dziękuję za ten post. Teraz jesteś moim świadkiem, że nie przesadzam, że nasze zwierzaki są kochane, słodkie, grzeczne i wdzięczne. :))
OdpowiedzUsuńZrobiłaś dla nas coś niesamowitego! Sama piszesz, że nie znałyśmy się wcale, a dostałam od Ciebie najcenniejszy prezent: twoje serce, czas i to voluntarius... A to, że masz uczulenie na sierść, to już w ogóle jest nie do pojęcia, że się zgodziłaś! Cieszę się, że nie trzeba było więcej tabletek niż ta w pierwszym dniu. :)
Zdjęcia bardzo fajne - spojrzenie innym okiem na moje skarby. Coś mało Stefci, muszę to nadrobić u siebie. :)
Dziękuję raz jeszcze!
Twoje zwierzaki są takie jak Ty:) Kochane, słodkie, grzeczne i wdzięczne:)
UsuńZ uczuleniem sobie poradziłam, być może reaguję nerwowo na zwierzaki - stąd to moje łzawienia. Jak się okazało, że jest bezpiecznie, to i organizm nie protestował kichaniem:))))
Faktycznie - coś mało Stefci - ale ona - jak pisałaś - była bezproblemowa - czyli spała, spała, spała:)))) A ja jej nie chciałam zbytnio przeszkadzać:)
:))))Masz dar obcowania z "obcymi"zwierzaczkami.Amisia na krześle od tyłu przepiękna:)))
OdpowiedzUsuńPo pierwszym dniu nie były takie obce:)
UsuńFaktycznie wdzięczna poza Amisi:)
Wspaniała relacja, cudArteńko. Pełna ciepła, wzruszająca. :)
OdpowiedzUsuńNo i że ta alergia Cię nie zniechęciła... Jestem pełna podziwu.
Pozdrawiam Cię ciepło :)
Pięknie dziękuję za komentarz i pozdrowienia:)
UsuńTeraz już wiem dlaczego darzę sympatią Kosmitki. Świetnie opisałaś pobyt u Gosianki, ciepło się robi na sercu.
OdpowiedzUsuńKosmitki są czasami potrzebne na tym świecie:)
Usuńarte, słyszałam o tobie wiele dobrego, a teraz to wszystko sie potwierdza. pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo, i masz tu babo placek. Teraz to już nie można zawieść takiego zaufania:)
UsuńCo za piękna historia ... :)
OdpowiedzUsuńArte, ja mogę w całej rozciągłości zaświadczyć, jak wspaniale sobie dajesz radę ze zwierzakami, Tropik cię uwielbia i to mówi samo za siebie:)) Ja też uwielbiam i wdzięczność moją dozgonną posiadasz.
OdpowiedzUsuńZdjęcia zrobiłaś świetne, ta Amisia tyłem to rewelacja:)) Przyjaciółka Amisia, powinnam chyba powiedzieć:))) Bardzo serdecznie pozdrawiam i raz jeszcze oboje dziękujemy!!!!
Kto by pomyślał, że to, co zapoczątkowała historia z opieką nad Tropikiem, tak zaowocuje. Za wszelkie dobre słowa dziękuję i za świadczenie o mnie też:))
UsuńCzlowiek czyta i sie czlowiekowi cieplo w sercu robi:) Takze dlatego, ze uwazam podobnie Mimo wszystko, zycie jest piekne. I usciski gorace przesylam!
OdpowiedzUsuńŻycie naprawdę jest piękne:)
UsuńŁatwo si wzruszam a już szczególnie gdy czytam o bezinteresownej pomocy, wrażliwości a do tego jeszcze nie tylko w stosunku do ludzi ale i braci mniejszych. Tyle wokół nas zła, naburmuszonych lub smutnych twarzy przechodniów, ludzi dla których zwierze jest przedmiotem lub kłopotem. Wspaniała historia przywracająca wiarę w Ludzi. Obie jesteście niezwykłe w tych dziwnych czasach komercji i zagonienia. Ze Goldenka wszyscy kochają to mnie nie dziwi, sama mam suczkę tej rasy. Ona kocha wszystkich i JEDZENIE! I ja wszyscy kochają. Wiem tez jak to jest kiedy trzeba te swoje ukochane futrzaki zostawić na parę dni i potrzebna jest osoba nie tylko budząca zaufanie ale też o niezwykłej cierpliwości. Dziękuję Ci za tę opowieść:))
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za Twój komentarz:)
UsuńRufi przede wszystkim kocha wszystkich:)
Nie chciałbym się narzucać, ale - jakby co, to pisz:)
Arte, czytając Twój post odzyskałam wiarę w ludzi i w to, że można zrobić coś bezinteresownego dla drugiego człowieka. Bardzo pięknie opisałaś każdego z czworonożnych przyjaciół Gosianki. Każdy z nich jest wyjątkowy, wzruszyłam się czytając o nich. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMożna i trzeba robić coś bezinteresownie - nawet jeśli to mają być tylko drobnostki:)
UsuńJesteś nisamowita, wiesz?
OdpowiedzUsuńDzięki, myślę jednak, że takich ludzi jest więcej, tylko nie prowadzą bloga:)
Usuń
OdpowiedzUsuńA grandeza dos amigos são como as flores raras: sua magnitude fica para sempre.
(Cristina Beloni)
Obrigada por compartilhar comigo este 2º aniversário do blog Algodão Tão Doce !!!!
Um doce abraço, Marie.
Pięknie dziękuję za przemiłe słowa. Miło, że prawie od dwóch lat odwiedzasz mój blog, a także dzielisz się swoimi pięknymi prezentacjami ze mną:)
UsuńPowodzenia życzę na kolejny rok blogowania:)
arteńko, ale pieknie to opisałaś :)
OdpowiedzUsuńcudny Człowiek z Ciebie :)
i szalony też ;P
♥♥♥
Na pewno trochę szaleństwa ubarwia życie:)))
Usuń