Ten kraj szczęśliwy, gdzie...

(...) po psie płaczą szczerze
I dłużej, niż tu lud po bohaterze.
[Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Epilog]

Gdyby powyższą miarę zastosować do mojej dzisiejszej opowieści, Polska byłaby najszczęśliwszym krajem na świecie.

A oto i opowieść, oddaję głos K.: Przygoda mojej rodziny z najwspanialszym czworonożnym przyjacielem rozpoczęła się sierpniowego popołudnia, kiedy to wraz z mamą wybrałam się po zakup szkolnego plecaka. Pojechałyśmy na tzw. „duży rynek” w poszukiwaniu wyprawki szkolnej do czwartej klasy szkoły podstawowej. Przy wejściu na targowisko zauważyłyśmy skupisko ludzi przy tekturowym pudełku. Typowy widok – uśmiechnięte twarze, błyszczące oczy, które można zaobserwować u większości osób, widzących słodkie szczeniaki. 

Podeszłyśmy z mamą bliżej... Jak dobrze pamiętam, były dwa małe psiaki z wyraźną nadwagą, właściwą dla bobasów każdego gatunku. Wystarczyło jedno spojrzenie... Nie wiem, czy kwestia ta była ustalona z resztą domowników, ale mały, grubaśny stworek z noskiem jak u pekińczyka i już wtedy sporymi, czarnymi oczami wrócił z nami do domu... zamiast plecaka :-)







Sally - takie dostała imię, chyba z powodu mojej ówczesnej fascynacji japońską bajką o czarodziejce o tym imieniu. Właściwie, patrząc z perspektywy czasu, nasza czteronożna Sally zaczarowała całą rodzinę. Nie potrzebowała do tego różdżki, wystarczyło kochające psie serce i mądre oczy. 


Dorastając, sylwetka Sally z pulchnego grubaska na krótkich nóżkach bardzo się wysmukliła (choć zdarzały jej się wahania wagi, jakie towarzyszą wszystkim, który są smakoszami różnego rodzaju jedzenia).

Jej charakterystycznym znakiem, były duże oczy, z którymi zresztą nieraz były problemy. Sally w swoim czternastoletnim życiu zaliczyła nieraz gabinet weterynarza: kilka operacji na oczy, trudny poród, operacja ginekologiczna, wiele zastrzyków. Zawsze z wielką cierpliwością znosiła wszystkie trudy zabiegów, jedynie w wielkich oczach dostrzec można było smutek i prośbę o pomoc w cierpieniu.




     

Sally nawiązywała niesamowitą więź z człowiekiem, nieraz wydawało się, że doskonale rozumie, co do niej mówimy. Ona, nie znając mowy ludzkiej, odpowiadała nam oczami, w których można było odczytać różne emocje.


Żyliśmy wszyscy razem, rozpieszczając ją niemiłosiernie, aż nadszedł dzień, kiedy do Sally dołączyła jej towarzyszka – Aza. Już od początku wiadomo było, że będą różniły się temperamentem. Sally była odważniejsza, bardziej zwariowana i wyraźnie można było zaobserwować, że przy delikatnej Azie, która, jedząc, gryzła ostrożnie i powoli, była prawdziwym łasuchem i łapczywym łakomczuchem! Osobne miski, które z założenia miały być dla dwóch psów, zazwyczaj, jeśli Azy nie było w pobliżu, Sally czyściła bardzo szybko :-) Niesamowicie lubiła słodycze, szantażując błagalnym wzrokiem i popiskiwaniem. Mimo że nie było to zbyt zdrowe, nieraz jej ulegaliśmy.

 


Sally i Aza tworzyły bardzo zgrany duet, miały swoją ulubioną piłeczkę „tirumtirum”, na dźwięk której wariowały. Sally była niższa od Azy i kiedy biegły razem, podskakiwała wyżej, żeby podgryzać uszy Azy. Wyglądało to bardzo śmiesznie. 



Zżyły się bardzo, spały razem, wtulone jedna w drugą. Razem też jadły, bawiły się. Spędziły ze sobą siedem lat, aż do lipca 2011 roku, kiedy to Aza zachorowała na raka i zdechła. Przykro było patrzeć, jak bardzo Sally przeżywała to rozstanie, szukając i wywąchując swojej przyjaciółki jeszcze przez parę tygodni...


Kiedy ja i moja siostra wyjechałyśmy z domu, Sally jako jedynaczka, będąc już w bardzo sędziwym - jak na psi przelicznik - wieku, została oczkiem w głowie mamy, która rozpieszczała ją tak, jak my wcześniej. Sally była już słaba i schorowana. Miała swoją poduszeczkę w kuchni na honorowym miejscu – był to swoisty awans społeczny, z przedsionka do kuchni :-) A może w zasadzie „powrót na salony”, bo przecież jako szczeniak spała w najlepszej pościeli, z nami w łóżkach. Okres dorastania i dorosłości spędziła w ogrodzie i w przedsionku, gdzie babcia robiła dla niej i Azy miejsca wyścielone poduszkami i kołdrami. Było też coś na wzór „domku zrobionego z koców”, była i budka, którą dziadzio własnoręcznie obijał białymi panelami i dokładnie ocieplał. Sally zamieszkiwała wiele psich nieruchomości, ale dożywała na szytej poduszce w kuchni, tuż obok kaloryfera. Kiedy już tam zamieszkała, rzadko schodziła na dół, do babci, czekała na mamę, aż ta wróci z pracy i chodziła za nią krok w krok. Pilnowała przy kąpieli, budziła rano i odprowadzała do drzwi. 

 
 

Coraz rzadziej się widywałyśmy, więc czasem – choć to dziwne dla otoczenia – rozmawiałyśmy przez telefon :-) Poznawała mój głos i podszczekiwała. 
Kiedy przyjeżdżałyśmy do domu, dostawała od nas prezenty – swoje ulubione kostki z Lidla. Babcia kupowała jej też te specjały, wtedy Sally schodziła na dół. Była bardzo przekupna, jedzeniem bardzo łatwo można było ją do wszystkiego przekonać.


Sally odeszła, mając czternaście lat. Przeżyła dużo w swoim psim życiu. Dzieliła z nami radości i smutki, dała mnóstwo miłości, a swoją obecnością potwierdziła przysłowie o psie, będącym najlepszym przyjacielem człowieka. Cieszymy się, że była z nami tak długo, pozostawiła po sobie piękne wspomnienia i czasem tylko tak bardzo brakuje zapachu suszonych grzybków i stukotu pazurków...


KoleżAnko, ten post dedykuję Tobie i Twoim córkom, K. i J. Wiem, że w tej chwili płaczesz, bo jak nie płakać w tej chwili:) Choć już prawie rok minął, kiedy, wychodząc do pracy, prosiłaś, aby Sally poczekała na Ciebie... Nie posłuchała... Odeszła cichutko, oszczędzając Ci przeżyć...
Mimo że jej już nie ma, stale obecna jest w naszych rozmowach. Gdy przychodzę do Ciebie na herbatę, niemalże widzę ją, stojącą na schodach i merdającą ogonem w zapraszającym geście. Pamiętam, że zawsze radowała się z mojej wizyty i lubiła się z nami gościć:). Odprowadzała mnie na róg ulicy, ciesząc się wszelkimi wspaniałymi zapachami świata.


Twoje Córki twierdzą, że czas już, abyś miała nowego, małego pieska. Ja też myślę, że to jest dobry pomysł. Nawet Twój kolega M., w całej swojej "niepełnosprytności", czuje, iż taki mały piesek rozwiązałby Ci wiele spraw i problemów. Jak sądzisz, po co przyprowadza do Ciebie swoje czworonożne "Szczęście"?

Znalazłam kilka ciekawych aforyzmów na temat psów [źródło]. Może któryś Ci się spodoba i zapiszesz go do swojej "Księgi mądrości"?:) Może któryś Cię przekona?
Szczęście to mały, ciepły szczeniaczek. [Charles Schul]
Na świecie nie ma lepszego psychiatry od szczeniaka liżącego cię po twarzy. [Edward Abbey]
Jest jeden aspekt, pod którym zwierzęta przewyższają człowieka – ich łagodne, spokojne cieszenie się chwila obecną. [Artur Schopenhauer]
Powtarza mi tysiące razy, że jestem jego powodem do życia. Przez to, jak przytula się do mojej nogi, jak łupie ogonem na najmniejszy mój uśmiech. [Gene Hill]
Nikt nie zrozumie w pełni znaczenia miłości, jeśli nie miał psa. Pies okaże ci więcej uczucia jednym machnięciem ogona niż możesz zebrać przez całe życie w uściskach rąk. [Gene Hill]
Nie ma na świecie przyjaźni, która trwa wiecznie. Jedynym wyjątkiem jest ta, którą obdarza nas pies. [Konrad Lorenz]


Posiadanie psa jest jak tęcza. Szczenięta są radością na jednym jej końcu. Stare psy są skarbem na drugim.[Carolyn Alexander]
Wiem, wiem... wierność tej jednej, jedynej istocie. A drugiej, takiej jak Sally, nie będzie... Czy myślisz jednak, że Sally miałaby coś przeciwko, gdybyś... zapragnęła pocieszyć się nową tęczą?

P.S. Przy okazji bardzo dziękuję K. za spisanie wspomnień:)

54 komentarze:

  1. Jak pięknie to napisałaś!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytalam wzroszona, takie sa pieski, napiekniejsze i najszlachetniejsze stworzenia na swiecie...ladnie bardzo opowiedziane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że autorce wspomnień będzie bardzo miło:)

      Usuń
  3. Piekne wspomnienia wrażliwej dobrej osóbki:)
    Zamówiłam ostatnio mała suczkę, czekamy az urośnie i nie będzie potrzebować mamusi.
    Ona ma wypełnić pustkę, po tej, której i tak nikt nie zastąpi. Będzie inna, ale po cichutku liczymy, że może w jakiś cudowny sposób zadziała tu reinkarnacja. Tamat na zawsze pozostanie w naszych sercach, nie ma dnia, byśmy o niej nie myśleli. Długo zwlekaliśmy z decyzją, czuliśmy sie trochę jak zdrajcy :/
    Buziaki, Arte :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie... jak zdrajcy... Coś w tym jest, jakbym czytała wypowiedź swojej koleżAnki. Tylko Ona nie ma jeszcze następczyni.

      Usuń
  4. Piękne wspomnienia, prawie jakbym czytała o swojej kotce, której też już nie ma (odeszła mając 18 lat). Wiem jak bardzo serce pęka kiedy odchodzi taki Przyjaciel, ale nawet to okropne uczucie nie jest w stanie zamazać wszystkich wspólnych lat radości...prawda? :) Dlatego myślę, że warto dać szansę kolejnemu psiakowi... a przede wszystkim sobie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak pięknie to napisałaś. Dziękuję:) Warto dać szansę, zdecydowanie:)

      Usuń
  5. Cała prawda o psach, które są członkami naszych rodzin. Są ich nieodłączną częścią, dzielą radości i smutki, maja jak my lepsze i gorsze dni. I choć nie potrafią mówić, to rozmawiają z nami, pocieszają w trudnych chwilach, wyczuwają nasz smutek i radość. Nie wyobrażam sobie życia bez psa i tak bardzo boję się w przyszłości rozstania ze swoimi.
    Pozdrawiam wraz ze swoja kudłata gromadką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa:) Niektórzy, licząc się z faktem przemijalności, mają psy w różnym wieku. Gdy jeden z nich odchodzi, pozostałe wypełniają pustkę.

      Usuń
  6. ........pójdź do schroniska nie chcianych uczuć,
    przechowalni niepotrzebnych miłości.

    W każdej klatce mieszka ciężka dola.
    Między pręty smutek wciska nos.
    I na pewno nie załatwia sprawy
    wzruszenie ramion, no cóż, taki los.

    Może, kiedy tam się wybierzesz,
    smutne oczy zawładną twym sercem
    i już będzie jedna miłość potrzebna,
    jednej stanie się kres poniewierce. .......wiersz Barbary Borzymowskiej
    Może właśnie w schronisku KoleżAnka dałaby sie przekonać jakieś psince :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie napisane wspomnienia i bardzo mnie wzruszyły. Też straciłam mojego ukochanego Tufika, który do teraz jest w moim sercu. Chciałam jednak wypełnić sobie pustkę po nim i pokochać nowego pieska. Pepa jest szczęśliwa i ja też. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, jakbym czytała o naszej Jocie. Dzieciaki jej robiły zdjęcia w czapkach. okularach, w pościeli. Miała najwięcej zdjęć z naszej rodziny. A dzieci nosiły jej zdjęcia w swoich portfelikach, nawet ich koledzy ja uwielbiali. Dożyła 17 lat.

    Piękne wspomnienia. Może rzeczywiście pora już na nowego towarzysza na czterech łapach? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej historii też są zdjęcia noszone w portfelu i fotografie, stojące w ozdobnych ramkach na komodzie:)

      Usuń
  9. Aż nie wiem co napisać! Bardzo dziękuję, za umieszczenie tego wpisu! A dobór zdjęć do tekstu jest fenomenalny ;-) Mogłabym pisać o Sally bardzo dużo i długo, w końcu była obecna przy nas ponad połowę mojego życia. I właśnie o tym należy pamiętać, że była z nami tak długo.. Mama na pewno będzie płakać.. no ale cóż urodziny się zbliżają, a prezentów się nie oddaje, prawda? ... ;-))) K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podoba rysunek Sally na swojej nowej poduszce :)))

      Usuń
    2. K., masz rację prezentów się nie oddaje:)
      Pisz kolejne wspomnienia, tego nigdy za wiele:) A na tym blogu zawsze się dla nich znajdzie miejsce:)

      Usuń
    3. Mario, przekażę J. (drugiej córce koleżAnki:)

      Usuń
  10. Beautiful memories!!!!The puppies are so cute!!
    Have a lovely week!
    Dimi...

    OdpowiedzUsuń
  11. Piekne wspomnienie o przyjaciółce, a właściwie o przyjaciółkach :) Ludzie różnie reagują na stratę swoich zwierzaków. Ja np. nie mam żadnego, odkąd samochód przejechał moją kotkę - to już bardzo dawno temu było, ale nie mogę sie zdecydować na zwierzątko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem tęsknotę za bliską istotą. Ale może i Ty zapragniesz pocieszyć się kiedyś nową tęczą:)

      Usuń
  12. Świetnie mi się czytało. Pięknie napisane. Dziekuję:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam z prawdziwym wzruszeniem. Świat byłby faktycznie lepszy, gdyby wszyscy tak traktowali swoje zwierzaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłby, ale nie jest bo zawsze się znajdzie ktoś, kto traktuje zwierzęta jak rzeczy, lub gorzej.

      Usuń
    2. Ewo2, pięknie dziękuję za wzruszenie:)

      Usuń
    3. Tomku, nie można zmienić całego świata, ale trzeba próbować zmienić cokolwiek.

      Usuń
  14. Piękne, wzruszające wspomnienie o Przyjacielu... Śliczna Sally byłaby szczęśliwa, gdyby znalażł się jakiś piesek na jej miejsce i dostał tyle samo miłosci, ile ona dostała:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że byłaby szczęśliwa:) Może koleżAnka da się przekonać?:)

      Usuń
  15. Ja to się wruszam, i ryczę, jak czytam takie historie. A w dodatku, gdy tak pięknie, ciepło i z miłością napisne. Życzę jak najszybciej drugiego pieska ! Sally na zawsze będzie miała miejsce w sercu, ale dla drugiego też się to miejsce znajdzie. Z dobrym życiem w pakiecie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się też wzruszam:))) I brakuje mi Sally, ale nie miałabym nic przeciwko temu, aby mnie odprowadzał na róg ulicy inny psiak:)

      Usuń
  16. I z wyglądu i z charakteru przypomina mi ta psiulka naszą Lalę. Też miała takie wyłupiaste oczka i lubiła słodycze. Szkoda byłoby, żeby w takim domu, gdzie kocha się zwierzęta, nie było kolejnego pieska...już chyba czas:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, te wyłupiaste oczy:))) Pewnie że już czas, koleżAnko - co Ty na to?

      Usuń
  17. Wzruszylam sie...Kazde zwierzatko nigdy nie bedzie takie samo jak to, ktore odeszlo.
    Jednak kazde wnosi w nasze zycie tyle radosci i szczescia.
    Czas na kolejne szczescie, ktore chce byc tak kochane jak Sally.

    OdpowiedzUsuń
  18. piękna opowieść, wzruszyła mnie bardzo

    OdpowiedzUsuń
  19. No , moja passa nie pokazywania sie komentarzy trwa.... (trwa mac!!).
    Piekne, piekne wspomnienia...nasza Sally dozyla 16 lat, zaraz mina 3 lata jak jej nie ma, a ja dalej mam kartofla w gardle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, szkoda z tymi komentarzami...
      16 lat to dużo, a jednak i tak za mało, prawda?

      Usuń
    2. no wlasnie...bo jak te lata tak mijaja to sie ich w ogole nie zauwaza. a powinno sie!

      Usuń
    3. :) Trudno poradzić sobie z tym mijającym czasem:)

      Usuń
    4. No ja jestem w ciaglym poszukiwaniu wanny badz cysterny czasu. No i moze mozna by wymyslec jaki hamulec.....

      Usuń
    5. Lepsza byłaby cysterna:)

      Usuń
  20. Nie sądziłam, że dziś popłyną mi łzy...a tak się stało. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis, piękne fotografie, jakiś czas temu opłakiwaliśmy naszego kotka Simbę, który zginął pod kołami samochodu. Szybko pojawiła się Rubi, bo to dobre wyjście uważam, Simba jest cały czas obecny w naszych rozmowach, oglądamy fotografie i tęsknimy, bardzo. Cóż, mamy nadzieję na powtórne spotkanie, jestem pewna, że Sally też tam jest:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za podzielenie się historią o Twoim kotku, może to skłoni moją koleżAnkę do... pomysłu przygarnięcia nowego, małego pieska:)

      Usuń
  21. Piekna i wzruszajaca historia...

    OdpowiedzUsuń
  22. Ależ piękna opowieść,bardzo mnie wzruszyłaś...bardzo.Pewnie będę o tym długo myślała....

    OdpowiedzUsuń
  23. No i znów mi się mój szesnastolatek, którego już nie ma, przypomniał...

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.