Pan Samochodzik i tajemnice czekolady

O tym, jak trudno jest obdarować mnie prezentem, wiedzą wszyscy moi Bliscy. No, nie lubię dostawać prezentów i już:) Ale wszyscy wiedzą również, że lubię podróże:) Często mówię, że gdyby ktoś już tak mocno, mocno chciał mi coś dać, to można mi ofiarować z okazji jakiejś uroczystości... bilet w jedną stronę do jakiegokolwiek miejsca na świecie (zawsze powtarzam, że do domu wrócę za własne pieniądze:).

I tym sposobem, z okazji prezentów imieninowo-świątecznych, dzięki K., B. i K. mogłam się wybrać w podróż. Zamarzyła mi się wycieczka do Kazimierza, ale nie taka zwykła: pociągiem do Puław i dalej autobusem. Tym razem postanowiłam pojechać samochodem:) Z powodu nieposiadania czerwonego:) auta, zagadnęłam T. mniej więcej tak:: "Chciałabym wyskoczyć na chwilę do Kazimierza, aby wypić herbatę u Dziwisza. Czy pojedziesz ze mną? Proooszę.":))) Trzeba było widzieć Jego minę - widok bezcenny:) Podejrzewam, że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z osobą, która chciałaby tyle kilometrów jechać, aby napić się herbaty:))) Udało mi się jednak przekonać Go o mojej nieodpartej potrzebie wyruszenia w drogę. Mało tego, dzięki  uprzejmości T. powstała seria zdjęć z trasy. I tym sposobem zapraszam Szanownych Czytelników na wirtualną wycieczkę do Kazimierza Dolnego (uprzedzam lojalnie - będzie dużo zdjęć i jeszcze więcej tekstu:).

Trasa: Lublin – Tomaszowice – Nałęczów – Wąwolnica – Bochotnica – Kazimierz Dolny liczy niewiele więcej niż 50 km.  


Najbardziej znaną miejscowością, mijaną po drodze, jest Nałęczów, jedyne w Polsce uzdrowisko o profilu wyłącznie kardiologicznym. Kuracjuszami byli tutaj m.in. Stefan Żeromski, Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz.



Malownicza droga prowadzi przez pocięty wąwozami Płaskowyż Nałęczowski


i Wąwolnicę - urokliwe miasteczko z sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej.


Małe wzniesienia, niezbyt strome zjazdy, liczne zakręty, nie pozwalając na rozwijanie zbyt dużej prędkości, umilają podróż:) A przecież właśnie o to chodzi:) Wszak nigdzie mi się nie spieszy:)



Droga przecina obszar Kazimierskiego Parku Krajobrazowego,


by w końcu doprowadzić do Kazimierza Dolnego.


A w Kazimierzu przywitało nas słońce:)



I, mimo stycznia, można było pospacerować wałami nad Wisłą.



Ulice były prawie puste, wszyscy turyści ... siedzieli w Herbaciarni u Dziwisza:)


Z tej to przyczyny, zamiast na herbatę, wstąpiliśmy do Cafe "Faktoria", gdzie podają najlepszą na świecie czekoladę. I dzięki temu narodził się pomysł na dzisiejszy post.



A teraz zdradzę kilka tajemnic:) Ponieważ historia czekolady, licząca ponad 4000 lat, jest przebogata, ograniczę się tylko do opowieści na temat czekolady w płynie. Jej udokumentowane początki sięgają roku 2000 p. n. e.

W dolinie Ulasa w Hondurasie historycy znaleźli ślady pierwszej małej wioski, w której kluczową rolę odgrywało kakao. Pochodzą z niej najstarsze filiżanki i talerzyki, jakie kiedykolwiek odkryto w Ameryce Łacińskiej. Wszystko wskazuje na to, że filiżanki te służyły wyłącznie do przygotowania i konsumpcji Xocoatl, czyli pierwszego napoju czekoladowego. Historycy uważają, że wspomniana wioska mogła być prawdziwą kolebką czekolady. [źródło]

... już w 1750 r. p.n.e. Olmekowie, zamieszkujący obszary dzisiejszego wybrzeża Zatoki Meksykańskiej, uprawiali kakaowce. Łącząc rozdrobnione ziarna z wodą, kukurydzą i ziołami, stworzyli pierwszą wersję dzisiejszej czekolady. Jednak to nie Olmekowie, lecz ich następcy, Majowie, opracowali metodę fermentacji, prażenia i mielenia ziaren. Mieszali zmielone kakao z wodą i mączką kukurydzianą, dodawali miód i sproszkowane chili – w ten sposób uzyskiwali napój zwany w języku nahuatl xocolatl, czyli w dosłownym tłumaczeniu gorzką wodę. Istotnie, nawet po wszystkich tych zabiegach czekolada miała raczej nieciekawy smak i mało porywającą konsystencję. Jednak to właśnie ten napój odgrywał ważną rolę podczas religijnych rytuałów.
Zwyczaj spożywania czekolady przejęli od Majów Aztekowie, wprowadzając przy okazji istotne zmiany receptury. Udoskonalanie odbywało się metodą prób i błędów. Aztekowie dorzucali do wywaru, co tylko się dało: od wanilii przez pieprz aż po suszone płatki rozmaitych kwiatów. Napój był coraz lepszy, same zaś ziarna stały się tak bardzo pożądane, że zaczęto używać ich w charakterze waluty. To istotnie zmieniło postrzeganie ówczesnej czekolady, bo picie roztworu z pieniędzy zmieniło dawny, religijny rytuał w szczyt luksusu graniczącego z rozrzutnością. Napój nadal był cierpki i tłusty, ale z biegiem czasu coraz bardziej aromatyczny. [źródło]

W celu przygotowania napoju czekoladowego Aztekowie najpierw otwierali strąki kakaowca, następnie wyciągali z nich od 20 do 30 ziaren i suszyli je przez kilka dni na słońcu. Następnie prażyli je nad żarem ogniska, co wydawało się powodować powstawanie przejmującego, słodkiego smaku. Następnie mielili ziarna, stosując do tego ciężki wałek i zakrzywiony kamień nazywany „metate”, dodawali do nich przyprawy, zioła i czerwony pieprz aż do uzyskania czerwonej pasty. Pastę rozpuszczano w wodzie i przelewano z naczynia do naczynia aż powstała piana. To właśnie ta obfita i gładka piana sprawiała, że Aztekowie uważali napój za tak pyszny.[źródło]

Majowie i Aztekowie uważali czekoladę za napój bogów i pili ją na ostro z dodatkiem chili. (...) Raczyły się nim wyłącznie wyższe klasy społeczne, a należące do władców plantacje kakaowca utożsamiano ze skarbem i dowodem bogactwa. Europejczycy zetknęli się z kakaowcem w 1502 r. w czasie czwartej wyprawy Krzysztofa Kolumba... [źródło
Dzięki synowi Kolumba Ferdynandowi wiemy dokładnie, kiedy się to wydarzyło. W prowadzonym przez siebie dzienniku pod datą 15 sierpnia 1502 r. opisał, jak Indianie wnosili kakaowe ziarno na pokład hiszpańskiego galeonu: "Musiały mieć one dla nich wielką wartość, bo widziałem, że jeśli któryś z tych migdałów upadł, wszyscy przystawali, by go podnieść, jakby szukali własnego oka".[źródło]

W 1528 roku Hernán Cortés de Monroy Pizarro Altamirano, marqués del Valle de Oaxaca przywiózł po raz pierwszy ziarna kakaowca do Hiszpanii. I od tej pory zaczyna się w Europie zauroczenie czekoladą. Choć początki były trudne (ostre smaki kojarzono z diabelskimi), napój z kakao zaczęto pić nawet na zakończenie kościelnych nabożeństw. Już w XVII wieku czekolada była znanym i powszechnie używanym w Europie środkiem do leczenia przeziębień, kaszlu, gruźlicy, jamy ustnej, żołądka i „złamanych” serc. Uważano, że pobudza trawienie, ma wpływ na płodność i odporność organizmu. Uważano ją za „źrodło siły mentalnej” wzmacniające umysł, pomocne w leczeniu depresji. W momencie, gdy odkryto możliwość posłodzenia czekolady, stała się ulubionym napojem, pitym po prostu dla przyjemności dla jej walorów smakowych i odżywczych:)

Poniżej trochę faktów i dat sprzed ponad trzystu lat, opracowanych na podstawie tekstu na stronie Callebaut.
  • Badacz pracujący dla hiszpańskiej armii, Benzoni, w 1565 roku po raz pierwszy opisał w swoich notatkach z podróży sposób przygotowania napoju kakaowego.
  • Przepis na słodką czekoladę zawdzięczamy jednak zakonnicom zamieszkującym miasto Oaxaca w Meksyku, które rozpowszechniły wśród kolonialistów czekoladowy napój z dodatkiem miodu, cynamonu i cukru trzcinowego. Do Hiszpanii słodki przysmak sprowadzili hiszpańscy mnisi około 1590 roku. Osłodzili oni napój czekoladowy miodem i wanilią. Słodki smak, który udało im się osiągnąć stanowił podstawę czekoladowej receptury, jaką znamy dziś.
  • W 1606 roku Włoski handlowiec Carletti wyjawił tajemnice kakao i przygotowania czekoladowego napoju swoim zaprzyjaźnionym rodakom. Carletti spożywał kakao i czekoladę w Indiach Zachodnich i Hiszpanii. Ich smakiem zapragnął podzielić się z rodakami, co wywołało niezwykły efekt. Włochy oszalały na punkcie czekolady. Perugia stała się sercem czekoladowej manii, a sklepy czekoladowe (cioccolatieri) otwierano w największych miastach w kraju. Pierwsze sklepy czekoladowe pojawiły się w Wenecji. Z Włoch czekolada powędrowała do Niemiec, Austrii i Szwajcarii. 
  • Francuzi spróbowali czekolady w 1615 roku, kiedy Ludwik XIII ożenił się z Anną Austriaczką. Przeprowadzili się oni do Francji, gdzie wprowadzili czekoladę na dwór królewski. Anna sprowadziła nawet swoją własną służącą, piękną Molinę, która przygotowywała królowej napój kakaowy. 
  • ... przykład klasyfikowania czekolady jako środka leczniczego znajduje się w pierwszej publikacji przepisu na czekoladę sporządzonego przez hiszpańskiego lekarza Antonio Colmenero de Ledesma w 1631 roku. Opierał się on na starożytnym przepisie Azteków, przy czym gorzki smak wzmocniono dodaniem kwiatów i ziół, takich jak anyż, wanilia, róże kastylijskie, cynamon, migdały, orzechy laskowe itp. Dodawane przyprawy zależały od dolegliwości fizycznych chorego. 
  • W 1641 roku niemiecki naukowiec Johan Georg Volckammer skosztował czekolady podczas wycieczki do Neapolu. Urok tego przysmaku tak go zachwycił, że sprowadził ją do Niemiec. Nie od razu udało mu się przekonać Niemców, ale po pewnym czasie wielu z nich zakochało się w jej smaku. Wprowadzili oni nawet zwyczaj picia filiżanki gorącej czekolady przed snem. Być może miało to związek z ich przekonaniem o tym, że czekolada stanowi najlepszy środek wzbudzający namiętność. 
  • Kiedy czekolada została po raz pierwszy sprowadzona na kontynent europejski, początkowo uważano ją raczej za lekarstwo niż za pyszny produkt spożywczy. Miało to związek z wiarą Azteków w to, że czekolada wzmacnia organizm i pobudza zmysły. Pierwsze oficjalne oświadczenie zostało wydane przez Bonawenturę z Aragonii, brata kardynała Richelieu w 1653 roku. Opisywał on czekoladę jako stymulującą zdrowe funkcjonowanie śledziony i innych funkcji trawiennych. 
  • Gdy po raz pierwszy w 1657 roku czekolady spróbowali Anglicy, uznali ją za „ekstrawagancką”. Podobnie jak w pozostałych krajach europejskich, początkowo jej spożycie stanowiło przywilej i odbywało się jedynie na dworach królewskich oraz wśród arystokracji. Czekolada szybko stała się jednak popularna także w klasie wyższej. 
  • 1662: Po latach dyskusji włoski kardynał Francesco Maria Brancaccio potwierdził, że katolicy mogą spożywać czekoladę podczas 40 dni Wielkiego Postu, ale tylko w postaci napoju, a nie w formie stałej ani przetworzonej w ciastach czy pastylkach.
  • W 1697 roku podczas wizyty w belgijskiej stolicy, Brukseli, burmistrz Zurychu Heinrich Escher spróbował czekolady podczas jednej z wycieczek po mieście. Był tak zdumiony i zachwycony, że od razu zabrał ze sobą próbki czekolady do Szwajcarii.


Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć kilka ciekawostek z z artykułu pt. Czekolada: długa historia słodkiego przysmaku.
  • Jeden z podróżników, przemierzając w 1575 r. półwysep Jukatan, zanotował: “Ile razy przejeżdżałem przez osadę, Indianie proponowali mi, bym się napił czekolady. Gdy odmawiałem, odchodzili, śmiejąc się, wielce rozbawieni. Jednak kiedy zabrakło wina, uczyniłem jak inni. Smak jest trochę gorzki, a sam napój zaspokaja i ożywia ciało, ale nie można się nim upić". 
  • Hiszpańskim damom towarzyszącym w XVII wieku kolonizatorom Meksyku tak zasmakował ten napój, że piły go nawet podczas mszy. Indiańskie służące donosiły im do kościoła dzbanuszki świeżo przygotowanego napoju. Damy twierdziły bowiem, że tylko dzięki temu są w stanie wytrzymać trudy związane z długą i skomplikowaną liturgią. Z tym oburzającym zwyczajem postanowił skończyć biskup w Chiapa Real (obecnie San Cristobal de las Casas, stan Chiapas, Meksyk), który wywiesił na drzwiach katedry zakaz picia czekolady w czasie mszy pod groźbą ekskomuniki. Osiągnął tylko tyle, że wierni zaczęli omijać katedrę i szli na mszę do klasztoru dominikanów, którego przeor miał znacznie liberalniejsze poglądy w kwestii czekolady. Legenda głosi, że surowy biskup wkrótce ciężko zachorował i zmarł w męczarniach, najwyraźniej otruty. A truciznę podano mu w kubku czekolady...
  • Quetzalcoatl, Pierzasty Wąż - bóg słońca, wiatru i oddechu życia - pijał orzeźwiający napój z ziaren pewnego drzewa rosnącego w tropikalnych lasach Ameryki Środkowej. Być może właśnie od imienia tego najłaskawszego dla ludzi azteckiego bóstwa pochodzi nazwa czekolady: cacahualt, chocolatl. W języku mieszkańców amazońskiej dżungli napój ten nazywał się podobnie - xococalt, ale oznaczał gorzką wodę. W 1737 r. szwedzki przyrodnik Carl von Linne (Karol Linneusz) nadał drzewu kakaowemu łacińską nazwę Theobroma (z greckiego: napój bogów) cacao.
  • Czekoladę, jaką pijemy obecnie, rozpropagowali Anglicy, po tym jak w roku 1657 pewien Francuz otworzył w Londynie przy Bishopsgate Street pijalnię “znakomitego napoju zachodnioindyjskiego”. Wodę zastąpiono mlekiem i - aby uzyskać aksamitną, gęstą konsystencję - dodawano utarte z cukrem jajka. Przysmak ten był tak kosztowny, że znany pisarz Samuel Pepys po raz pierwszy spróbował go dopiero w roku 1662 i od tej pory regularnie zaglądał do czekoladowego sklepu na “swój poranny łyk czekolady”. 
  • Wielkim miłośnikiem czekolady był August II Sas - pierwszy przedstawiciel rządzącej w Saksonii dynastii Wettynów, który zasiadł na tronie polskim. To prawdopodobnie on wprowadził modę na picie czekolady na Wisłą. Było to w pierwszym dziesięcioleciu XVIII w. 
  • Pierwsza oryginalna, polska czekolada pitna powstała około 1859 r. Twórcą jej receptury był protoplasta najsłynniejszych polskich cukierników, Ernest Karol Wedel.


Od opisywanych powyżej wydarzeń minęło kilkaset lat, ale nawet dziś czekolada emanuje aurą tajemniczości, luksusu i wyrafinowanej przyjemności:) Trudno się dziwić, że wyszliśmy z kafeterii pełni optymizmu, uśmiechnięci, szczęśliwi:) I z postanowieniem, że trzeba tu przyjechać kolejny raz. Nawet tylko po to, aby wypić w tym fantastycznym i urokliwym  miejscu małą filiżankę czekolady:)


Na koniec pragnę podziękować Wam, K., B. i K., za wspaniały prezent (bilet w obie strony:), a Tobie, T., za miłe towarzystwo i użyczenie samochodu, co prawda nie czerwonego, ale... nie będę drobiazgowa:))) Przy okazji pozwolę sobie powtórzyć, wyartukułowaną wcześniej w postach Pan Samochodzik i ariańska piramida oraz Pan Samochodzik i lubelski czakram, potrzebę posiadania własnego auta.

OGŁOSZENIE
Z powodu chęci zgłębienia pozostałych tajemnic najlepszej na świecie czekolady, podawanej w Cafe "Faktoria" w Kazimierzu nad Wisłą, chętnie odziedziczę wehikuł. Nie musi być w zupełności taki jak pojazd Pana Samochodzika. Może mieć automatyczną skrzynię biegów i może palić tylko 3 l/100 km. Zrezygnować mogę z amfibii oraz z kilku innych patentów, nadal upieram się jednak przy tym, by był... czerwony:)))

P.S. Przywiozłam sobie na pamiątkę kartkę z wyjazdu do Kazimierza Dolnego:) Ponoć był "aksamitny":))) 


P.S.' 12 kwietnia przypada Światowy Dzień Czekolady:))) A przepis na czekoladę, którą można zrobić w domu, znalazłam tu (klik).

72 komentarze:

  1. Akurat planujemy wybrać się do Kazimierza w niedalekiej przyszłości :) W takim razie wiem gdzie koniecznie musimy koniecznie zajrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie tam zajrzyjcie:))) Ulica Krakowska 6 b, blisko Rynku, tam zresztą jest wszędzie blisko:)

      Usuń
  2. Zlituj się Kobieto (tyle tekstu) jeszcze nie zdążyłam wczorajszego przeczytać :p. Ten zostawiam sobie na wieczór... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To udanego wieczoru życzę:))) Nie ukrywam, że to dopiero ... połowa stycznia. Nie wiem, kiedy uda mi się nadrobić i opisać wszystko, co cenne i warte utrwalenia w pamięci:)

      Usuń
    2. Jest taka nowa teoria, że Krzysztof Kolumb był, przynajmniej połowicznie, pochodzenia polskiego. Nadal uważa się, że czekolada leczy złamane serca... ale jakoś ich nie skleja. Dali Wam do czekolady szklankę wody i kawałek kiszonego ogórka? ;p

      Usuń
    3. I kromkę chleba ze smalcem:)))) Nieee, żartuję:))))
      O teoriach na temat pochodzenia Kolumba słyszałam. Co do złamanych serc - to trudno mi się na ten temat wypowiadać. Ale ponoć czekolada wpływa na zwiększanie wytwarzania się hormonów szczęścia:)
      Woda w szklaneczce jest po to, aby... popić tę czekoladę (całe usta są oblepione słodyczą:))) A ten "ogórek", to nie ogórek tylko ciasteczko korzenne:)
      Fajnie, że tu wróciłaś:))))

      Usuń
    4. Czyli czekolada popita i zagrycha. Na to bym nie wpadła, ale to pewnie brak doświadczenia w gastronomii.

      Usuń
    5. Gdy pierwszy raz podano mi szklaneczkę z wodą, też nie wiedziałam po co:)

      Usuń
  3. Pyszny post ( o wpis mi chodzi :) ... jak ja uwielbiam gorzką czekoladę z chilli ! Dzięki Toie mogłam się dowiedzieć o niej parę ciekawostek ! Dzięki Arte :)
    ewa .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wolę mleczną:) Ale... każda czekolada jest dobra (byle w dużej ilości:)))

      Usuń
  4. Ale wiadomości na temat czekolady :) Nie wszystko przeczytałam, zostawiam to sobie na później.
    A dobra czekolada nie jest zła :) Przypomniało się mi, że w zeszłym roku weszliśmy do takiej pijalni w Kołobrzegu ..... ehhh ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam później:) Gdy będę w Kołobrzegu, poszukam pijalni czekolady:)

      Usuń
    2. Zaraz obok katedry była i mam nadzieję, że nadal jest :)

      Usuń
    3. Znajdę, tylko muszę pojechać do Kołobrzegu:)

      Usuń
  5. WOW !!!!!! Aleś mi tematycznego posta strzeliła, w sam raz dla mojej córci, która to jest miłośniczkś czekolady we wszelakiej postaci , ciasta czekoladowe najlepiej z poczwórną czekoladą ... Pozwolę sobie skopiować części dotyczące źródła pochodzenia i przesłać jako ciekawostkę na pocztę :)
    A co do auta, przez dłuuuuuuuuuuuugi czas na zapytanie jakie masz auto - odpowiadałam - czerwone :) Był to po prostu czerwony maluszek :)
    Pozdrówka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że "wstrzeliłam" się w temat:)
      Też bym mogła mieć takiego czerwonego maluszka:)

      Usuń
  6. Historia czekolady taka długa, różnorodna i ciekawa ,a ja prawdziwie pyszną czekoladę piłam tylko raz w Hamm . Nie nauczyłam sie pić kawy bo mi po prostu nie smakuje ,to samo dotyczy kakao . Kilka razy kiedyś ktoś częstował mnie napojem który nazywał czekoladą ,ale smakowało to jak kakao ,więc dałam sobie spokuj z tym napojem . Kiedyś poszłyśmy z koleżanką do galeri handlowej w której było takie włoskie stoisko kawiarniane ,gdzie ona zazwyczaj pijała kawę . Ona zamówiła kawę a ja dostałam w bonusie jako nowa twarz filiżaneczkę czekolady i to było ...boskie :)))
    Arte ty chcesz ten samochód odziedziczyć ? A masz od kogo , dziedziczenie zawęża możliwości . Bo jeśli by chodziło o darowiznę ,no to miałoby większy zakres . To niestety nie oznacza ,ze ja mam na zbyciu samochód i mogłabym go Ci ofiarować ;) Ja nie mam w ogóle samochodu ,ale gdybym miała to z checią bym Cię zaprosiła na współną przejażdżkę :)) Mogłybyśmy razem pojechać do Kazimierza na tą czekoladę ,pomimo że ode mnie to trochę dalej niż 50 kilometrów :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mogłem jej oczywiście opowiedzieć historię wehikułu. O moim wujku Gromille, zapoznanym wynalazcy, który odkupił wrak samochodu Ferrari 410 - Super America, rozbitego pod Zakopanem przez jakiegoś Włocha. W rozwalonym samochodzie ocalał wspaniały silnik, a wuj dorobił karoserię, wyposażając wehikuł w najróżniejsze własne wynalazki i ulepszenia. Darował mi potem ten samochód,a ja przyjąłem go z prostej przyczyny, że nie stać mnie było na inny. Teraz zaś, gdy poznałem jego zalety, nie zamieniłbym swego wehikułu na najpiękniejszego lincolna. [http://pansamochodzik.wikia.com/wiki/Wehiku%C5%82]
      Nie upieram się co do dziedziczenia:) Może być darowizna:)

      Usuń
    2. Fajnie by było mieć takiego wujka :) Mój tato był majsterklepką ,ale samochodów nie konstruował ;)

      Usuń
  7. Taki czekoladowy post:) Narobiłaś smaku:) Bardzo lubię czekoladę, szczególnie jesienią i zimą...
    Żałuję, że nie mam samochodu do podarowania:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekolada jest dobra na wszelkie smutki:))) Wsiadasz do samochodu, jedziesz 2 godziny, patrzysz na piękny świat wokół, pijesz samą słodycz i... wszystko, co złe - odchodzi :)))) Samo:)

      Usuń
  8. Wonderful landscapes and beautiful place!
    I miss Poland!!Such beautiful pictures!
    Dimi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dimi, to przyjeżdżaj do Polski, pojedziemy na czekoladę do Kazimierza:)))

      Usuń
  9. Nim dokończyłam czytać posta, a jest co czytać, pobiegłam po kostkę czekolady, cudownie gorzkiej i smacznej i zaczytałam sie dalej i przyswoiłam z przyjemnością i słowa i słodkość.
    Serdeczności ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ miły komentarz, bardzo serdecznie dziękuję:))))

      Usuń
  10. Zasiadlam do Twego postu teraz, kiedy moglam poswiecic wystarczajaco duzo czasu by go przeczytac z uwaga. W Wenezueli tez sie psadzilo gaje kakaowca i podobno wenezuelskie kakao jest najlepsze na swiecie albo jedno z najlepszych. Bylam w Faktorii w Kazimierzu, a takze u Dziwisza..bardzo lubie oba miejsca. Warto jeszcze raz albo wiele razy pojachac tam tylko by tam sobie posmakowac czekolade czy dobra herbate , ta u Dziwisza,
    I nie dziwie sie damom meksykanskim, ze sobie lubily popijac czekolade w czasie mszy, kiedys na koncertach szopenowskich w Lazienkach byl kiosk z wedlowska czekolada , goraca i gesta, i siedzac na trawie, sluchajac muzyki Chopina i saczac czekolade wydawalo mi sie,ze jestem w raju...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wawolnice musialam gdzies przeoczyc...musialm bowiem przejezdzac blisko...szkoda

      Usuń
    2. Ładnie o tym raju napisałaś:)) Też chętnie mogłabym tak siedzieć na trawie i słuchać muzyki:))) Popijając czekoladę na pewno nic by mi nie przeszkadzało:)))

      Usuń
    3. Wąwolnica jest około 6 km od Nałęczowa, pewnie przejeżdżałaś przez nią. Sanktuarium jest po prawej stronie drogi do Kazimierza. Warto tam pojechać - następnym razem:)))

      Usuń
  11. Wspaniała wycieczka. Uwielbiam Kazimierz a goraca czekolada i pyszna kawa w Faktorii smakuje najlepiej właśnie w zimie. mamy przyjemność znać właściciela - pasjonanta staroci. Mnie zachwyciła kolekcja młynków.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki ukłon w takim razie dla właściciela - pasjonata:)))
      Ja tam jestem zachwycona wszystkim:))))

      Usuń
  12. Ale nie u "tego" Dziwisza chyba?
    Byłam w Kazimierzu kilka razy i na czekoladę nie trafiłam za to na rogale-koguty tak. A i pyszne spaghetti. I płynęłam statkiem po Wiele i mam zdjęcie z jakimś zespołem ludowym bo akurat trafiliśmy na festiwal. I chodziłam po wąwozach i zasłabłam włażąc na wieżę i byłam zła bo za wejście na górę zamkową pobierali wstęp, a wcześniej było za darmo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnemo, przecież od Ciebie to rzut beretem:)))
      A jeśli chodzi o Dziwisza, to http://www.sklepudziwisza.pl/
      Koguty z kolei najlepsze u Sarzyńskiego:)
      Na pobieranie biletów nie mam rady:))))

      Usuń
    2. Słyszałem że sporo osób się oburza z powodu tych biletów. Niby tylko 2 zł, ale jednak.

      Usuń
    3. Znalazłam informację, że wejście na zamek i basztę kosztuje 3 zł (łącznie).
      Za to Góra Trzech Krzyży - bilet za 1 zł. Oczywiście teraz mogło się zmienić.
      Osobiście zostawiłabym bilet na zamek, ale już na tę górę to niekoniecznie:)

      Usuń
  13. Byłem kiedyś na czekoladzie w warszawskiej pijalni u Wedla. Ale pamiętam tylko, ze lokal był elegancki, klimatyczny. Sama czekolada nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Ale to pewnie głownie dlatego, że nie jestem zbyt wielkim amatorem takich słodkości.

    Tomek tak na piękne oczy cię zawiózł, czy może skasował chociaż za paliwo? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż znaczą monety, w stosunku do pyszności czekoladowych i cudnego klimatu Kazimierza?

      Usuń
    2. Hebiusie, byłam też raz w pijalni u Wedla, ale czekolada w Kazimierzu smakuje mi bardziej:) Oczy mam piękne, szczególnie, gdy się śmieję:)))) A jeśli chodzi o pieniądze, to... dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach:) Uprzedzam kolejne pytanie - byłam zaproszona na tę czekoladę (bez konieczności płacenia za nią:)))
      A tak przy okazji to jeszcze jedna ciekawostka z podanej wyżej strony http://www.callebaut.com/plpl/2119:
      "Sama nazwa – kakao – odnosi się także do wartości pieniężnej. Czasownik cacau oznaczał kiedyś „przenoszenie od tych, którzy chodzą, pracują lub uprawiają”. Przenoszenie można interpretować jako wymianę, zapłatę, a nawet produkcję. Stąd nawiązanie do roli kakao jako środka wymiany i pieniędzy."

      Usuń
    3. Tomku, dobrze, że nie żyjemy na początku XX wieku, kiedy to przywilej spożywania czekolady pozostawał zarezerwowany wyłącznie dla sławnych i bogatych (ze względu na bardzo wysokie ceny kakao i cukru).
      Teraz mamy wiek XXI - i stać nas jeszcze:) na czekoladę:)))

      Usuń
  14. O matko, Arte, nie będę ściemniać, wrócę i poczytam z radością, jak już Skarpeta mnie wypluje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, Skarpeta, dobrze, że mi przypomniałaś. Ale wrrrróć:))))

      Usuń
  15. Ależ miło czekoladowo u Ciebie :). Bardzo lubię Kazimierz, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś zajrzeć do Faktorii. Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się zapisałam:))) A Faktorię serdecznie polecam:)

      Usuń
  16. Czekolada w Kazimierzu jest przepyszna. Ma niesamowicie dobry smak, wyrazisty aromat i idealną gęstość. To nie jest proszek z automatu, jaki można spotkać w wielu innych miejscach. Ostatnio dałem się skusić na reklamę: "prawdziwa czekolada". Nie wiem co mnie powstrzymało od wygarnięcia kelnerowi, że do prawdziwej czekolady jest strasznie długa droga!

    Ostatnio, to chyba bym wypił takie dwie filiżanki - to byłaby dopiero rozpusta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co Cię powstrzymało od wygarnięcia kelnerowi - KULTURA OSOBISTA:)))
      Dwie filiżanki można zamówić - następnym razem:))))
      Jeżeli tak smakuje rozpusta, to ja też poproszę:)

      Usuń
    2. Tam są też inne smaki/wersje. Następnym razem przyjrzę im się bardziej, choć i tak uwielbiam zwykłą - mleczną! :)

      A te "prawdziwa czekolada" to w Nałęczowie była. Nie polecam. Ciekawe, czy da się zrobić w domu tak dobrą czekoladę?

      Usuń
    3. Można by było tak zrobić: każdy kolejny wyjazd do KD to inny smak/wersja:))) I tym sposobem, podsumowując rok 2015, można by było stwierdzić: "spróbowałem wszystkich rodzajów czekolad":)))
      Jeśli chodzi o pomysł na domową, tak dobrą, czekoladę, to ... proponuję jednak porwać tę sympatyczną panią z Faktorii:)

      Usuń
    4. Świetny pomysł! I niech potem przygotowuje taką pyszną czekoladę! A może tu powstałoby takie miejsce? Myslisz, że miałoby szansę na powodzenie? Pyszna gorąca czekolada, do tego jakieś fajne - domowo pieczone ciasta. Wczoraj w radio słyszałem, że kawiarnie mają teraz dobre perspektywy - że ludzie będą wydawali coraz więcej na konsumpcje w takich miejscach. Możliwe że to jest sposób na kwestię związaną z pracą o której rozmawialiśmy ostatnio... I zostanę wtedy takim czekoladnikiem :D

      Usuń
    5. Myślę, że Kazimierz, mający swój klimat, jest dobrym miejscem na założenie kawiarni czy też pijalni czekolady. Ale klimat tworzą też ludzie (niezależnie od położenia geograficznego).
      TU - szczerze mówiąc - nie ma takiego miejsca, do którego można by było wdepnąć na kawę/czekoladę/herbatę i domowe ciasto:))) i spokojnie pogadać.
      Jak już zostaniesz takim czekoladnikiem, to mogę być pierwszym Twoim gościem:)))

      Usuń
    6. Ale ja myślałem że będziesz piekła ciastka, lub doglądała tej rzeszy klientów!!!

      Usuń
    7. Ha, ha, ha:))) I połączyła ich wspólna pasja do czekolady:)
      http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,9316537,Zawod__czekoladnik,,ga.html
      To chyba bardziej mi pasuje doglądanie tej rzeszy:)

      Usuń
    8. Ta propozycja Tomka ,że będziesz piekła ciasta , lekko mnie rozśmieszyła ,ale w doglądaniu rzeszy klientów na pewno byś sie sprawdziła :)))

      Usuń
    9. Tomek wierzy we mnie:) Wie, że gdybym tylko chciała, to na pewno udałoby mi się piec pyszne ciasta:)))
      Ja stawiam jednak na doglądanie:)))

      Usuń
    10. Napisałam lekko rozśmieszyła bo też wierzę w Ciebie :) Gdybyś zaczęła piec to twoje wypieki byłyby wspaniałe ,wszak dla chcącego nie ma nic trudnego :) Inna rzecz czy byś to lubiła :))

      Usuń
    11. Aaa, to zupełnie inna sprawa:) Porywamy panią od czekolady, ja piekę pyszne, domowe ciasto, a w tzw. międzyczasie doglądam rzeszy:) Tomek - z wykształcenia czekoladnik - czuwa nad jakością wszystkiego, komponując własne smaki pralinek:)) Nooo, bajka:)

      Usuń
    12. Taaaaaaaaa fajnie brzmi :))) Ale może w praktyce by wypaliło ? :)))

      Usuń
    13. Najbardziej prawdopodobne jest.. porwanie pani od czekolady:)))

      Usuń
    14. Alllle jakie to by było ekscytujące :)))
      No pani od czekolady jakbyś ją pięknie poprosiła ,to może po prostu ,zgodziła by się na współpracę :)))

      Usuń
    15. Pomysł z porwaniem nie był mój:)

      Usuń
    16. Ale że którą? Bo kiedyś (w innym gronie) trafiłem na taką śliczną blondyneczkę, rozmawiała przez telefon kiedy chciałem zapłacić - chyba miała jakąś ważną sprawę - była bardzo uprzejma, sprawiała bardzo miłe wrażenie :)

      W ogóle, w KD ludzie są bardziej mili niż gdziekolwiek indziej :))

      Usuń
    17. Nie mam pojęcia którą, wybieraj:)

      Usuń
  17. w trakcie czytania sięgnęłam po czekoladę (gorzka Goplany moja ulubiona), "nie szło inaczej" ;) a wiesz, że do Kazimierza od lat się wybieram i dojechac nie mogę? a z wyprawą na herbatę skojarzyło mi się coś z mojej przeszłości! w moich początkach internetowych blogów nie znałam (bo to było gdzieś ze 14 lat temu), ludzi się "spotykało" na czatach i różnych tego typu forach ;) tak gdzieś z Ewą na siebie wpadłyśmy i dobrze nam się gadało, oczywiście z opcją, że jak będzie okazja to musimy się spotkać :) i kiedyś Ewa pisze, że wpadnie do mnie na kawę! wpadła, pogadałyśmy, kawę i jakieś żarełko zaliczyłyśmy i zaczęła się zbierać z powrotem do domu, bo tam tata leżący! i co się okazało? po prostu rano w Gdańsku wsiadła w samochód i "wpadła" do mnie na kawę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją ulubioną czekoladą jest czeska Studentská z bakaliami (firmy Orion).
      Opowieść o Ewie, która po powrocie od Ciebie wsiadła następnego dnia w samochód i wpadła na poranną kawę - fantastyczna:))) Czyli, że można:)))

      Usuń
  18. W Kazimierzu lubimy jeść u "Fryzjera" pochodzić po rynku zajrzeć w uliczki ale herbaciarni nie odkryłam :) a czekoladę pić uwielbiam. Kupowaliśmy Milkę spod lady niestety, bo nie wiem czemu czekolada w proszku Milka, zabroniona jest w naszym kraju. Znów zatęskniłam za tym napojem, muszę się rozejrzeć gdzie spod lady jeszcze sprzedają, taką czekoladę bez wielkiego E jakiegoś tam jakie posiadają inne czekolady w sklepach pospolite. Dziękuję ARTeńko za świetny wpis o historii czekolady. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U "Fryzjera" byłam raz, ale bardzo dawno temu, pamiętam, że było klimatycznie:)
      Herbaciarnia i kafeteria znajdują się przy ulicy Krakowskiej (blisko klasztoru oo reformatów - tego z zadaszonymi schodami, po prawej stronie rynku - gdy stoi się tyłem do Wisły).
      Miło mi, że wpis Ci się spodobał. A jak już znajdziesz Milkę spod lady, to wypij na i za zdrowie:))))

      Usuń
  19. Lubię te Twoje podróże małe i duże i ciekawostki z nimi związane.

    OdpowiedzUsuń
  20. ot i kolejna podróż sentymentalna...lubię Kazimierz poza sezonem, gdy nie ma cyganerii i turystów nie wiele :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie poza sezonem Kazimierz jest przyjemniejszy niż w okresie najazdu turystów:)

      Usuń
  21. Jak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.