... czyli Bieszczady raz jeszcze. Na prośbę Dobrych Znajomych zamieszczam krótką (!) fotorelację z mojego ostatniego pobytu w Bieszczadach. O Siankach i Grobie Hrabiny już pisałam, tym razem post dotyczy pozostałych miejsc, odwiedzonych przeze mnie podczas wyjazdu. Uprzedzam lojalnie: będzie mało słów i dużo zdjęć.
A skoro biesy - to na początek ulubiony diabełek z cerkwi w Smolniku. Darzę tę rzeźbę sentymentem, od kiedy tylko zobaczyłam ją pierwszy raz.
Odwiedziłam jeszcze cerkiew p. w. św. Mikołaja w Chmielu, słynną m. in z tego, że o mały włos nie uległa spaleniu podczas kręcenia pożaru Raszkowa w "Panu Wołodyjowskim".
Byłam także w Caryńskiem - nieistniejącej obecnie wsi. Przez Przysłup, zahaczając o Kolibę, pierwszy raz w życiu zielonym szlakiem weszłam na Połoninę Caryńską (w ubiegłym roku próbowałam ten odcinek pokonać po metrowym śniegu i we mgle - na szczęście krztyna rozsądku przemówiła do mnie). Niestety i tym razem nie nacieszyłam się widokami. Zaczęło siąpić, padać, lać... Powtórne wejście na połoninę, tym razem z Berehów Górnych, okazało się też niezbyt szczęśliwe pogodowo, w pewnym momencie nadeszła burza z piorunami (udało się zejść bezpiecznie w stronę Przełęczy Wyżniańskiej).
Jak widać po fotografiach pogoda była zmienna. Najczęściej do południa było pięknie i upalnie, a po południu "chodziły burze" - jak ta nad Połoniną Wetlińską (na szczęście udało się schować w Chatce Puchatka, aż dziw, że pomieściła tylu turystów). Przy okazji nadmieniam, że wejście od strony Zatwarnicy przez Suche Rzeki żółtym szlakiem ma swój urok - zupełnie nie ma tu ludzi.
Efektem dodatkowym burz było bieszczadzkie błoto, z którym miałam tym razem dużo do czynienia. Najwięcej było go na szlaku Dwernik - Chata Socjologa na Otrycie, ale opłacało się tam wejść choćby dla takiego widoku jak na zdjęciu poniżej, a przede wszystkim dla odczucia gościnności i "twórczej" herbaty, którą uraczono przy okazji miłej pogawędki.
Otryt, jak na magiczne miejsce przystało, posiada "portal" do Lutowisk, ale nie skorzystałam z niego. Grzecznie, po zahaczeniu o Trohaniec (939 m n. p. m., byłam tam pierwszy raz w życiu), zeszłam do miejscowości, nie omijając oczywiście Chreptiowa.
Przy okazji pobytu w Lesku "odnalazłam", zapamiętane z pewnej podróży sprzed ponad dziesięciu lat, ruiny zamku Sobień z przepięknym widokiem na San.
Zwiedziłam też ruiny klasztoru ojców Karmelitów Bosych w Zagórzu (tyle razy byłam w pobliżu i nie zdawałam sobie sprawy, że taką "perełkę" omijam. Może kiedyś opiszę to miejsce dokładnie.
Wędrowałam też śladami Wincentego Pola, zahaczając o zamek w Lesku i ruiny dworu w Kalnicy koło Baligrodu. W trakcie mojego tegorocznego pobytu zwiedziłam łącznie dziewięć cmentarzy, w tym jeden bardzo szczególnie. Fotografowałam stare nagrobki na wspomnianych cmentarzach i przydrożne kapliczki.
Wychodziłam rano, wracałam wieczorem.
A skoro mowa o wieczorze, widziałam też bieszczadzkie niebo nocą. Brałam udział w pokazach astronomicznych w Parku Gwiezdnego Nieba "Bieszczady" w Stuposianach. Proszę zajrzeć do galerii - są tam niesamowite fotografie robione w okolicy, w której przebywałam.
Było już o biesach, teraz będzie o czadach. Znalazłam w Procisnem przepiękną kapliczkę, niestety - pustą. Może anioł, który w niej mieszka, właśnie wędruje po górach? Ot, taki zwykły, zielony bieszczadzki anioł... Warto posłuchać - Bieszczadzkie anioły (słowa: Adam Ziemianin, muzyka: Krzysztof Myszkowski).
Jeśli ktoś przebrnął przez długą przygrywkę, to usłyszał początek znanego żeglarskiego przeboju "Gdzie ta keja". W nawiązaniu do tego klimatu mój post mógłby mieć tytuł "Anioły, żywioły, diabły i co tam jeszcze..." - polecam Anioły, żywioły (słowa i muzyka: Mirosław Kowalewski). Podśpiewuję tę piosenkę, gdyż już niedługo wybieram się nad morze, co prawda nie na żagle, ale zawsze to trochę wody będzie.
Na koniec bardzo serdecznie dziękuję K., właścicielce gospodarstwa agroturystycznego "Pod Lipami" w Procisnem - za gościnę, M. - za towarzystwo, a wszystkim życzliwym ludziom - za podwożenie na miejsce bez zwracania uwagi na stan ubłoconych butów.
P.S. Mam przy okazji pytanie - czy ja przypadkiem nie powinnam mieć jakiegoś pojazdu? W trakcie mojej wędrówki po Bieszczadach korzystałam z autobusów, busów, autostopu (kto dziś jeszcze pamięta "Podróż za jeden uśmiech"?). Przeszłam - często z trudem - wiele kilometrów piechotą. Może, gdybym miała swój pojazd, dotarłabym do ciekawszych miejsc? Nie tak dawno zamieściłam ogłoszenie, że chętnie odziedziczę wehikuł. Nadal jest aktualne.
Arteńko, wprost przeciwnie, pojazdem często się omija ciekawe miejsca, bo jedziesz do konkretnego celu, niby szybciej, ale omijasz to, co po drodze. Piesze wędrówki moim zdaniem są ciekawsze. Ostatnio, jadąc do Reszla sobie to uzmysłowiłam, bowiem po drodze mijałam cudną drogę krzyżową ( na początku myślałam, że to kapliczki), i mogłam ją podziwiać tylko z okien samochodu,bo droga ruchliwa. Ledwo dwa zjęcia zrobiłam, a idąc piechotą każdej mogłbym się poprzyglądać. Śliczne kapliczki na zdjęcich. O Anioła się nie martw, kapliczka wygląda na nową, może jeszcze jej nie dali lokatora??
OdpowiedzUsuńA ja właśnie kończę dlaCiebie zaległy upominek. Nie będzie to lud, ale coś pokrewnego. Ludowa wena mnie opuściła, a na siłę nie można prawda?? Mam nadzieję, że ta pierwsza moja próbka też Ci się troszkę choć spodoba:)) Wyślę po powrocie.
Zacznę od końca - oczywiście na siłę nie można - bo ani radości nie ma z robienia, ani z dawania, ani z brania:) Cokolwiek byś nie zrobiła - zawsze będzie to miłe sercu, a jeszcze jak powstało na Mazurach - to podwójnie się cieszę. I nie musisz się spieszyć z wysyłką:)
UsuńFotografie kapliczek robiłam specjalnie dla Ciebie - bo wiem, że lubisz:) Jak tylko zobaczyłam tę pustą kapliczkę (najpierw tył w tych trawach) - pomyślałam: "Chyba się Mnemo spodoba":)
Chodząc po Bieszczadach coraz bardziej dają mi w kość odległości, jakbym miała taki pojazd, to podjechałbym w ciekawe miejsce, weszłabym na górski szczyt, popatrzyła, pozachwycała się, nie martwiąc się, że zaraz ciemno się zrobi, a do domu daleko:)
Ja się przeraziłam w tym Reszlu moją kondycją. Wchodziliśmy takimi schodami i myślałam, że zawału dostanę. To już w górach bym chyba całkiem padła.
UsuńTu na Mazurach kapliczek nie ma, wiadomo, ale w kierunku Świetej Lipki zaczynają się pojawiać, bo wjeżdżamy na teren Warmii, a tam już kapliczki budowano.
Oj, to trzeba coś zaradzić na tę kondycję;) Zaciekawiłaś mnie tym, że na Mazurach nie budowano kapliczek...
UsuńPiękne te Bieszczckie klimaty :) Błoto to jest coś do czego nie pałam szczęgólną sympatią ;)
OdpowiedzUsuńWidok gwiazd na wyciągnięcie ręki tkwi w mojej pamięci 40 lat ,nigdy więcej nie widziałam takiego nieba ,jak ten szmat czasu w Beskidzie Sądeckim . Miało się wrażenie że wystarczy podskoczyć aby je pochwycić i było ich całe mrowie :)
Szkoda że deszcze krzyżowały ci plany , pogoda w górach kapryśnia jest .
Gotowam ci przychylić nieba ,ale żadnym pojazdem obdarować nie mogę ,ponieważ sama takowego nie posiadam ;) ,a też by mi się przydał :)
Ten diabeł niezwykle urokliwy jest :))) Te jego oczy ...
UsuńFaktycznie gwiazdy w górach są "bliżej" człowieka" - to wynika chyba z czystości nieba:) Kiedyś w sierpniu byłam na spływie kajakowym na Wdzie - całe niebo było w spadających gwiazdach - nie nadążało się w wypowiadaniu życzeń:)
UsuńZa gotowość przychylenia nieba baaardzo dziękuję, ale z tym pojazdem - to nie taka prosta sprawa:) Chodzi o pojazd Pana Samochodzika:)
A diabełek faktycznie ma niesamowity wyraz... twarzy:)
UsuńTo zdjęcie z chabrami na tle chmur, przepiękne!
UsuńHmmmm 14 rok, to już 6 lat...
A w wędrówkach wspomaga Cię twój własny terenowy czerwony samochodzik :)
Bez czerwonego, terenowego autka byłoby zupełnie inaczej:).
UsuńTo chyba ostrożeń.
Widzę kilka znajomych okolic :) W Chatce Puchatka też się kiedyś chowałam przed deszczem, ruiny zamku koło Leska też mam już zaliczone, a ruiny klasztoru zrobiły na mnie MEGA wrażenie (niesamowite miejsce!). Natomiast cała reszta... jeszcze przede mną :-) Pojazd oczywiście przydatna rzecz - zwłaszcza w Bieszczadach, gdzie wszędzie jest daleko :)
OdpowiedzUsuńByłam już 11 razy w Bieszczadach, stąd moja chęć zobaczenia reszty ciekawych miejsc poza tymi "sztandarowymi":) Klasztor też na mnie zrobił ogromne wrażenie, chciałabym zobaczyć go nocą:) A co do pojazdu, to faktycznie - coraz bardziej mi się te odległości... wydłużają:)
UsuńJak zawsze - fantastyczna wycieczka! W cerkiewce chętnie zamieszkałabym, a kapliczki! To zupełnie inny świat niż ten mój, wielkopolski. Szczególnie ta pusta jeszcze kapliczka pięknie wpisana w łąkę.
OdpowiedzUsuńŁadnie tu ujęłaś - kapliczka wpisana w łąkę - ona naprawdę tak wyglądała:) Dzięki za "fantastycznie":)
UsuńPS. No i diabełek zadumany/kombinujący!
OdpowiedzUsuńA może taki: "zaopiekuj się mną"?:)
UsuńAch Bieszczady i bieszczadzkie błoto ...;) pierwsze uwielbiam , drugie niekoniecznie . Piękne zdjęcia ,zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńBłoto faktycznie specyficzne - najgorzej, że czasami buty trzeba... po prostu wyrzucić:)
UsuńPięknie tam i nawet diabeł sympatyczny. Mnie też zauroczyły cerkiewki i kapliczki. Tam chyba pełno aniołów biegających po łąkach, nie dziwne więc, że ten z kapliczki też gdzieś poszedł:)
OdpowiedzUsuńMasz rację z tymi aniołami - w Bieszczadach biegają po łąkach i połoninach:) Taki urok tego miejsca:)
UsuńI urok, i magia... I widzisz, samochód jest niepotrzebny, a nawet nie jet wskazany, bo przeszkadzałby w kontemplacji:)
UsuńNo to ja się jeszcze zastanowię nad tym samochodem:)
UsuńFajna piosenka, no i diabeł mnie też oczarował :)
OdpowiedzUsuńObie piosenki są fajne:) A tego diabełka warto odwiedzić jeszcze raz:)
UsuńŁadnie tam :) i inaczej niż u nas, jak to Hana słusznie zauważyła.
OdpowiedzUsuńPiosenki o żeglarskich aniołach nie znałam - fajna, mnie się zaraz przypomniały Bieszczadzkie Anioły Starego Dobrego Małżeństwa.
Obie piosenki znam i lubię (do obu zamieściłam linki:) Ponieważ czasami mi się uda chodzić po Bieszczadach i żeglować po Mazurach, tak sobie te anioły w zależności od potrzeb... wymieniam:)
UsuńUmknęły mi cwaniaczki ;) - tzn. link do bieszczadzkich ;) ale już go zauważyłam.
UsuńAch, bo to może podświadomość zadziałała - zaciekawiło Cię coś nowego:)
UsuńJest to możliwe :) Te zdjęcia pewnie najbardziej wzrok mój przyciągnęły.
UsuńSzkoda, że nie mam lepszego aparatu fotograficznego....
UsuńPiękne te Bieszczady... szkoda, że pogoda tak cię nie rozpieszczała:( Cerkiewka przepiękna, a diabełek z błękitnymi oczkami rozkoszny.
OdpowiedzUsuńJa chciałam tylko zainteresowanym podać link do miejsca, w którym jest wyjaśnione, dlaczego Arteńka pewien cmentarz zwiedzała w szczególny sposób... Tu link: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/07/tajna-misja-cudartenki-bieszczady
Z pogodą bywa różnie:) Dobrze, że cały tydzień nie padało:) A widziałaś tę cerkiewkę w nocy (w galerii zdjęć Parku Gwiezdnego Nieba "Bieszczady")? Diabełek rozczulający jest, prawda?
UsuńSkoro Ty z tym linkiem, to i ja podlinkowałam do Ciebie, dziękuję:)
Uwielbiam czytać Twoje opisy, bardzo ciekawie opisujesz i dzięki Tobie, już nie mogę się doczekać mojego wypadu w góry:) Jak dużo zobaczyłaś, i bez pojazdu, chylę czoła!!! Potrafisz wyszukiwać interesujące miejsca, widać, że jesteś wielkim pasjonatem wędrówek i życia:))) Super, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tyle dobrych słów:) Mam nadzieję, że nie rozczarujesz się Bieszczadami:) Dobrej pogody życzę:)
UsuńP.S. Faktycznie - lubię życie i wędrowanie:)
z chęcią bym się tam wybrała :) zdjęcia są przepiękne :)
OdpowiedzUsuńTrzeba jechać:)
UsuńPięknie wędrowałaś tyle wrażeń i ciekawych zdjęć,a te przydrożne kapliczki .....:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Faktycznie - kapliczki są urocze:)
UsuńBardzo ciekawe te Twoje wędrówki.
OdpowiedzUsuńStaram się:)
UsuńAch i "moja "Chatka na Otrycie:)
OdpowiedzUsuń"Moja" przez studiowanie czy nocowanie?:)
UsuńAmazing place!!I like the wooden houses!Preety landscapes!!
OdpowiedzUsuńHave a happy week!
Dimi...
Pomieszkałabym w takim drewnianym domu:) Cieszę się, że Ci się podobają Bieszczady:)
UsuńOlá amiga, passei por aqui para desejar-lhe uma abençoada semana.
OdpowiedzUsuńDoce abraço Marie.