Mam tyle wrażeń i zdjęć z Londynu, że spokojnie mogłabym o tym opowiadać przez miesiąc. Zdaję sobie jednak sprawę, iż Szanowni Czytelnicy mogą czekać na inną tematykę, tak więc postaram się streścić (choć to wcale nie będzie takie łatwe:).
Opowieść o tym, co mnie w Londynie zaciekawiło, zauroczyło, zadziwiło zacznę od galerii i muzeów:
- National Gallery: Nenufary (Lilie wodne) Claude'a Moneta (200 × 427 cm!) i Słoneczniki Vincenta van Gogha (z tłumem oglądających i fotografujących się na ich tle ludzi).
- Tate Modern: Dyptyk Marilyn Andy'ego Warhola.
- Victoria and Albert Museum: spojrzenie Dawida Michała Anioła i maleńka postać na jednym z nagrobków.
- British Museum: pamiątka z HMS Bounty oraz mozaiki z papieru Mary Delany.
- Natural History Museum: koniuszek "ogonka" dinozaura jak i, oczywiście, cały szkielet:)
- The Guards Museum: wianki z papierowych maków w kaplicy obok muzeum.
- The Royal Greenwich Astronomical Observatory: południk zerowy oraz widok na miasto ze wzgórza, na którym znajduje się obserwatorium.
- National Maritime Museum: pończochy Horatio Nelsona, które miał na sobie w trakcie bitwy pod Trafalgarem oraz kubki i dzbanki z jego podobizną (przy okazji wymienię kilka jednostek pojemności i porcji rumu: uncja, gill, cup, pinta, kwarta, galon, brzdąc, "spleść grotabras", małpka).
Jedna z legend o admirale Nelsonie dotyczy zdarzeń tuż po jego śmierci. Ciało Horatio Nelsona zostało umieszczone w beczce z rumem w celu zakonserwowania go i przetransportowania do Anglii. O fakcie tym nie została jednak poinformowana załoga okrętu, na którym znajdowała się owa beczka. Marynarze zakradali się więc w nocy do ładowni i podpijali rum z tego pojemnika nie mając świadomości, co się w nim znajduje. Od tego czasu rum nazywany jest "krwią Nelsona". Oficjalnie beczka z ciałem Nelsona była wypełniona mieszanką brandy z kamforą i mirrą. [źródło, proceder ten nazywano "ssaniem małpy", a "lewy" przydział rumu - "puszczeniem krwi admirałowi"].
Skoro już mowa o Horatio Nelsonie, to nie może zabraknąć fotografii jego pomnika na Trafalgar Square, który zadziwił mnie swoją wysokością (51,59 m). Dla równowagi umieszczam zdjęcie, zrobione na nadbrzeżu w Greenwitch, gdzie admirałowi można spojrzeć niemalże prosto w oczy.
Oczywiście podczas mojej wędrówki po Londynie sfotografowałam:
- Victoria Memorial i zmianę warty przed Buckingham Palace (ach, te czerwone kubraczki);
- Westminster Abbey;
- Big Bena;
- The Globe Theatre;
- Tower wraz z nowoczesnymi budowlami w tle;
- nowoczesne budowle, widziane z wieży St Paul's Cathedral;
- London Eye.
"Zaliczyłam" również Platform 9 3/4, ale bardziej niż miotły i różdżki w peronowym sklepiku zainteresowały mnie Muminki i miś Paddington.
Dużym zainteresowaniem obdarzyłam również umywalkę (ze względu na oddzielne krany z zimną i gorącą wodą:).
Dzisiejszy post o moim pobycie na zielono-rumiankowej wyspie kończę optymistycznie - niezależnie od tego, czy ktoś w dobie telefonów komórkowych jeszcze z nich korzysta, londyńskie budki telefoniczne w ulubionym przeze mnie kolorze wyglądają bardzo malowniczo:)
P.S. Ze względu na zainteresowanie dokładam jeszcze dwa zdjęcia "skrzynek" na listy (fot. 2 pochodzi z Cutty Sark).
CDN
:) Artenko, tyle zobaczylas przez te kilka dni, ze jestem pod wielkim wrazeniem :)
OdpowiedzUsuńPodwojne krany, maja swoja angielska logike ;) Oszczednosc wody ;)
A to ci historia z tymi kranami:) Mam nadzieję, Orszulko, że niczego nie pokręciłam, nazwy dobrze pisałam a w razie czego, proszę, popraw:) No i... to wcale nie jest koniec moich londyńskich wrażeń:)
UsuńNa pierwsze oko wszystko wyglada w porzadku :))). pogode mialas wyraznie porzadna!
OdpowiedzUsuńDzięki:) Przez cały tydzień padało może z godzinę, ale wtedy wsiadłam w czerwony autobusik i zwiedzałam Londyn przez szybę:)
UsuńLondyn ma za dużo atrakcji, jak na tak krótki wyjazd.
OdpowiedzUsuńMasz rację, ale ... niektórzy wyjeżdżają na weekend:) To co można wtedy zobaczyć?
UsuńMam wrażenie, że byłaś tam miesiąc, tyle zdołałaś zobaczyć. Same muzea to kawał czasu.
OdpowiedzUsuńPiękna ta Twoja pigułka.
Niektóre muzea są tak ogromniaste (po kilka milionów eksponatów), że cały dzień można by było oglądać jedno, a następnego dnia... trzeba by było tam wrócić i obejrzeć wszystko jeszcze raz na spokojnie:).
UsuńWestchnęłam sobie... Piękna wycieczka:)))
OdpowiedzUsuńEch... też sobie westchnęłam:)
UsuńIlość atrakcji do których dotarłaś przyprawia o zawrót głowy :)
OdpowiedzUsuńWzrok Dawida jest niesamowity .
Jestem ciekawa czy to na pewno Nelsona ogrzewały te pończochy ;) Zadziwiające jest czym to niektórzy są w stanie "ugasić pragnienie" ;)
Czerwone budki telefoniczne stanowią o charakterze miasta dlatego wydaje mi się że pozostaną na zawsze chociażby na niektórych wybranych ulicach Londynu , tak jak gazowe latarnie na wrocławskim Ostrowiu Tumskim .
budki sa wszedzie, ale moim skromnym zdaniem...skrzynki pocztowe sa ciekawsze - te, co maja forme slupa i te, co sa w murze/scianie i 54738262524888 warstw czerwonej fabry. Jako, ze sa wlasnoscia osoby panujacej, to ja zawsze patrze na to, ktory krol/krolowa sa podpisani na skrzynce, bo trafiaja sie bardzo stare!
Usuńa budki telefoniczne czasem za zamieniane na biblioteki...choc to ponoc kontrowersyjne ma byc....
budki jeszcze funkcjonuja na glebokich wsiach, gdzie sygnal dla komorek jest do bani, ale nie sadze zeby duzo tego bylo....
Dziękuję Opakowana bardzo ciekawe to co piszesz o tych skrzynkach pocztowych ,zwłaszcza to że są własnością panujących .
UsuńA te budki telefoniczne pewnie są formą wymiany książek ,na tej zasadzie ,że ja wkładam swoją przeczytaną ,a mogę zabrać taką którą ktoś inny tam włożył ,u nas tak to funkcjonuje .
Mario, to nie są wszystkie atrakcje, do których dotarłam w Londynie:)))
UsuńPończochy na pewno były Nelsona:)
Opakowania, dziękuję za przypomnienie o skrzynkach pocztowych, pogrzebałam w folderach i znalazłam dwie fotografie:)
Zdawac by sie moglo,ze bylas tam kilka tygodni,a nie kilka dni :)
OdpowiedzUsuńByłam tam bardzo... intensywnie:)
UsuńAno wlasnie!!;)
UsuńLubie te podróże z blogowymi koleżankami, nie ruszam się z miejsca i zwiedzam ! ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście chciałabym osobiście zwiedzać, ale jak się nie ma ,co się lubi... :)
Buziaki :*
Też lubię czytać relacje z podróży na blogach, ale nic nie zastąpi oglądania tego wszystkiego własnymi oczami:)
UsuńLondyn jakoś specjalnie mnie nie pociąga, ale po obejrzeniu Twoich zdjęć mam chęć tam pojechać.
OdpowiedzUsuńPoczekaj, proszę, na następne:))))
UsuńJa tam mogę czytać Twoje relacje z Londynu jeszcze przez wiele,wiele postów!!!
OdpowiedzUsuńTo mi bardzo miło z tego powodu:)
UsuńChyba nie miałbym tyle sił na te muzea.
OdpowiedzUsuńWidzę, Tomku, po Twoich komentarzach, że Ci się ten Londyn wcale nie podoba. Te ulice, budowle, muzea,... Zaraz zamieszczę coś innego:)
UsuńNo nie moge..Ponczochy w gablocie??:))
OdpowiedzUsuńObok pończoch były bryczesy:)
Usuń