"Góry, choć są niezmienne..._2

to ich smak dla każdego z nas jest inny." [Ryszard Pawłowski]

Przy okazji mojego ostatniego pobytu w Tatrzańskim Parku Narodowym w styczniu tego roku chciałam (będę szczera - MUSIAŁAM) wypróbować wspaniały prezent od R. - raki. Zabierałam się do tego jak pies do jeża, a właściwie jak baba do raków. Dwa tygodnie pobytu mi minęło, a ja nadal nie byłam jeszcze w prawdziwych górach. Czekałam na odpowiednią pogodę. W końcu ostatniego dnia, już niezależnie od warunków atmosferycznych, stwierdziwszy: "jak nie dziś, to nigdy", zrobiłam termos gorącej herbaty, zapakowałam raki do plecaka i pojechałam do Kuźnic.
Wjazd kolejką na Kasprowy Wierch (stąd najbliżej do wysokich gór) okazał się niemożliwy. Z powodu silnego wiatru kolejka nie kursowała. Zostało tylko wchodzenie. Postanowiłam iść przez Boczań i Skupniów Upłaz na Halę Gąsienicową, a później... się zobaczy.
Przechodząc obok budki, gdzie sprzedają bilety, kątem oka spostrzegłam tablicę informacyjną TPN-u, na której pokazywany jest stopień zagrożenia lawinowego. Przemknęło mi przez myśl: "eee, przesadzają"  i poszłam dalej. 
Pogoda, niezbyt zachęcająca do wędrówek, z dość silnym wiatrem, sprawiła, że droga była prawie pusta. Nie przeszkadza mi to wcale, lubię wędrować po szlakach sama. Wtedy mam zupełnie inny "odbiór" gór. Najlepiej według mnie się łazi po górach w listopadzie, wtedy to już naprawdę nie ma nikogo.
Niebieski szlak na Gąsienicową znam bardzo dobrze, wielokrotnie go przemierzałam w różnych okolicznościach pogody i w różnych porach roku. Ale nigdy w rakach.
Korzystając z jakiegoś postoju, siadłam na zwalonym drzewie, założyłam raki na buty i... postanowiłam się w nich nie zabić.
Proszę sobie wyobrazić, że idzie się w długich kaloszach, napełnionych wodą, w błocie po kolana - tak mniej więcej czułam się w tych rakach. Ale nic to - każdy krok, ostrożnie stawiany, aby nie zahaczyć jednym rakiem o drugi, sprawiał coraz większą przyjemność. Szło się wolno, ale do przodu.


Po drodze minęły mnie trzy panie, odradzając dalszą wędrówkę. Stwierdziły, że doszły do Skupniowergo Upłazu, zobaczyły to, co tam się działo i, nie narażając się na zdmuchnięcie, wycofały się do lasu. I mi radzą to samo. Popatrzyłam na nie, popatrzyłam na swoje raki i... poszłam dalej.


Według mojej oceny nie było tak źle, bywałam już w gorszych warunkach. Nawet to ostrzeżenie lawinowe nie było w tym miejscu według mnie zasadne. Przede mną w tumanach śniegu szli jacyś ludzie. Dam radę.



Szlak był trochę oblodzony, znakowanie mało widoczne (ale tu trudno się zgubić),


kosówka przysypana śniegiem, miejscami zaspy po kolana.


Chwilami trochę wiatru, zasnuwającego góry białym tumanem.


Od czasu do czasu przez chmury wyzierało jednak słoneczko.



Bez większych problemów udało mi się przejść siodełko, zwane Diabełkiem (a kiedyś na czworakach przemierzałam ten fragment, gdyż wiatr był tak silny, że nie mogłam inaczej). Nazwa - jak widać adekwatna do okoliczności.


Na Przełęczy miedzy Kopami stał człowiek z aparatem fotograficznym i robił zdjęcia. Popatrzywszy na mnie, zapytał, czy na szlaku są aż tak złe warunki, że trzeba zakładać raki. Z uśmiechem rzekłam, że warunki są znośne, a ja te raki dostałam w prezencie świątecznym, mam je pierwszy raz w życiu na nogach i po prostu uczę się w nich chodzić.


Przełęcz zasypana była śniegiem, w trakcie dalszej wędrówki śniegu było coraz więcej. Widać to po kosówkach, które w innych porach roku wystają na wysokość ok. 100-150 cm ponad ścieżkę.


W pewnym miejscu na mojej drodze znalazła się dość duża zaspa (na dolnym zdjęciu po lewej widać tyczkę, ledwo z niej wystającą). Nie mam pojęcia jak to się stało, ale... zahaczyłam rakiem o nogawkę spodni i walnęłam się w tę zaspę jak długa. Na szczęście, z wyjątkiem dziury w portkach, nic mi się nie stało.



Wstałam, otrzepałam się i poszłam dalej. A okoliczności były coraz ciekawsze. Można zobaczyć na zdjęciu.


Można też posłuchać.


Na Hali Gąsienicowej wszystko było pod czapami śniegu, ale szlak był w miarę przetarty, widoczność dobra. Przechodząc obok Betlejemki, z rozrzewnieniem pomyślałam, jak różne panowały tu warunki dziewięć lat wcześniej, 31 grudnia 2005 r. Wtedy to o mały włos nie zamarzłabym w tym miejscu, błądząc w zamieci i nie mogąc wydostać się z ponad metrowej zaspy śniegu.


 To obok tego szałasu zostałabym kiedyś w zaspie do wiosny.


Bez problemów dotarłam do Murowańca, choć zmęczenie dało się we znaki. No, cóż - raki swoje ważą, a wędrówka pod wiatr w zamieci śnieżnej do łatwych nie należy. O wyjściu gdzieś w dalsze partie gór nie było już mowy. A poza tym w schronisku było tak przytulnie, tak ciepło, tak błogo... 
A w schronisku Święty Piotr z herbatą
I widoki nieziemskie na świat...



No i przede wszystkim w schronisku była szarlotka - najlepsza w całych polskich górach. Proszę tylko popatrzeć na zdjęcia - dla porównania wielkości porcja ciasta przy kartkach pocztowych. 
Ta karteczka po lewej była pisana na okoliczność upamiętnienia narodzin córeczki U., z którą w tamten sylwestrowy dzień wędrowałyśmy razem do Murowańca. U., gratuluję Ci urodzenia B. i jestem pewna, że kiedyś z całą Twoją Rodziną pojedziemy w góry, aby połazić po szlakach. 
Ta karteczka po prawej jest z kolei specjalnie dla tych, którzy lubią szarlotki - w celu udokumentowania pyszności ciasta. Mam nadzieję, że wybiorą się w Tatry, powędrują niebieskim szlakiem na Halę Gąsienicową i sprawdzą, czy mam rację, twierdząc, że najpyszniejsza szarlotka na świecie jest w Murowańcu.


Za oknem schroniska widać było, że śnieg coraz bardziej pada. Postanowiłam się zbierać, zanim całkiem zasypie szlak. Wychodząc, spojrzałam na prognozę pogody: temp. -5,4C (min -10,5C), wiatr 8,5 m/s (max 35,4 m/s). Eee, nie jest tak źle. To w końcu w porywach nie więcej niż 130 km/h. 


Do zejścia wybrałam szlak niebieski. Choć nie lubię wracać tą samą drogą, stwierdziłam, że będzie bezpieczniej. A poza tym już wiedziałam, jak tam jest. 



Śnieg padał coraz bardziej gęsty. Drzewa robiły się coraz bardziej bajkowe.


I tylko szybko zapadający styczniowy zmrok nie pozwalał zbyt długo cieszyć się widokami.


Na koniec, przechodząc obok budki, gdzie sprzedają bilety, sfotografowałam tablicę informacyjną TPN-u, na której pokazywany jest stopień zagrożenia lawinowego. 


Czekając w Kuźnicach na ostatni busik, pomyślałam, że ten szlak jest przecież tak krótki, tak bezpieczny i tak wygodny. Oczywiście w innych okolicznościach pogodowych. Ale co to by była za przygoda, gdyby zawsze było tak łatwo?


Przy okazji - ciekawy opis niebieskiego szlaku Kuźnice - Murowaniec znajduje się tu (klik).

P.S. W komentarzach poproszono mnie o dokładniejszy opis smaku wspomnianej wyżej szarlotki i zasugerowano umieszczenie tego opisu w tekście w celu zainspirowania Szanownych Czytelników do zorganizowania wyprawy "Na szarlotkę". Proszę bardzo.

Zarówno spód, jak i wierzch szarlotki zrobione są z cieniutkiego, delikatnego i bardzo kruchego ciasta. Równowaga składników, użytych do jej wyrobu jest wspaniale zachowana, dzięki temu w szarlotce dominują przed wszystkim jabłka. Proszę popatrzeć na fotografię – wierzch w stosunku do warstwy jabłek w stosunku do spodu ma się tak jak 1:5:1. Fantastyczna, wręcz „złota”, proporcja. A teraz przejdźmy do jabłek - grubo pokrojone, lekko podsmażone, niezbyt kwaskowate rozpływają się w ustach. Przywodzą na myśl owoc wiadomości złego i dobrego z naciskiem na dobre. Mamią wspomnieniem późnego lata i kolorami wczesnej jesieni. Bawią anegdotami o Demokrycie, Arystotelesie, Newtonie. Zachęcają do poznania legend o jabłku niezgody czy też jabłku dla najpiękniejszej. Posypane odrobiną pięknie pachnącego cynamonu z charakterystycznym słodkawo-korzennym smakiem. Całości dopełnia warstewka cukru, dodająca szarlotce niebiańskiego wręcz uroku.
Jeżeli ktoś raz spróbuje szarlotki w Murowańcu, zechce tu wrócić, by kolejny raz cieszyć się jej smakiem.

58 komentarzy:

  1. Przeczytałam z zapartym tchem i ze strachem - przyznam. Masz odwagę. A jakąś komóreczkę już masz? Albo detektorek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iiii, było całkiem bezpiecznie:))) Komóreczki - jak zwykle - nie posiadam. Detektorka też:)

      Usuń
  2. Kapitalnie to napisałaś :))) Te raki wyglądają imponująco i szczerzą sie niesamowicie .
    Coś znalazłam To trochę jakby o Tobie :

    "Sprzedaj się wiatrom " Kazimierz Wierzyński

    Sprzedaj się wiatrom i gwiżdż razem z nimi
    Na to co było i na to ,co będzie !
    Wczoraj czy jutro ?! Wciąż przecież złotymi
    Szczytami grają urwiste krawędzie !

    Po nich ci tańczyć ,wypaść z równowagi.
    Wyuzdać żądzę ,zamrzeć w słodkim strachu,
    W comme-il-faut plunąć,wszystkie kopnąć blagi
    I śmiać się będąc hrabią na Gierlachu !

    Ohej szaleństwo ,ohej przyjacielu!
    Wszak jeno dychać zawieruchą dziką.
    Jednemu rwać się wśród piorunów wielu
    Po wymarzone ,cudowne ryzyko .

    SIEDMIOMILOWY ,o najdroższy kroku,
    Którym na przełęcz skacze się z przełęczy!
    Jak bosko serce kąpać w Morskim Oku
    I potem suszyć je na łuku tęczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa i piękny wiersz:)
      Wiersz nie o mnie - nie byłam na Gierlachu. Ale tego samego autora jest fragment niżej zamieszczony (nawiązujący do... opowieści o mnichu):
      I – wiecie – idąc tak po łanie
      Umierając w pustej ciszy,
      Dobrze jest spostrzec niespodzianie
      W jamce radosny pyszczek myszy.

      Usuń
    2. Napisałam trochę jakby... :)))
      Jeśli chodzi o Gierlach to... jeszcze wszystko przed Tobą :))))

      Usuń
    3. Raczej nie, ale pomarzyć można:)

      Usuń
  3. Szarlotka wygląda pysznie ,ale tak na oko to przygoda dodawała jej smaku :))) To którą wsunęłyśmy w schronisku Ornak wyglądała równie smakowiecie ,wielkość też miała niczegowatą i mnie smakowała wybornie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arte idzie ku PRZYGODZIE :))))
      Filmik na którym jest marsz w rakach ogląda się z takim napieciem jakby miało wydarzyć się coś niesamowitego ;))))

      Arte podziwiam :)
      Wiedziałam ,że dasz radę ,a jak tak będzie trzeba w porę zawrócisz :)))

      Usuń
    2. Znalazłam jeszcze jedno zdanie K. Wierzyńskiego - pasujące do tematu:
      "Tylko świat przechodzony nogami jest coś wart."
      Filmik z rakami taki jest, bo... nie mogłam wyciągać aparatu, gdy działo się coś naprawdę ciekawego:))) Stąd wręcz idylla wyłazi zarówno z filmików, jak i zdjęć:)))

      Usuń
    3. Nie twierdzę, że w Ornaku szarlotka była mizerna, ale - wierz mi, ta w Murowańcu jest o niebo lepsza. Ba, najlepsza na świecie:)))) Wiem, co mówię, gdyż z niejednego pieca... szarlotkę w schronisku jadłam:))))

      Usuń
  4. Troche jestes szalencem...przeciez bylo ostrzezenie lawinowe, tak sie zastanawim... pomylic szlak i poleciec w przepasc te droga raczej trudno, chociaz jest taki odcinek tuz przed Przelecza miedzy Kopami, gdzie moznaby sie posliznac...podziwiam, bo wiatr dul niezle, za to mialas piekne widoki a szarlotka wyglada znakomicie, zreszta w schronisku wszystko smakuje jak nigdzie, bardzo lubie sobie pofolgowac tam jedzac...dobrze, ze nie wrocilas Jaworzynka, bo tam zejscie jest bardzo strome. Raki wygladaja jak dinozaury. Piekna wycieczka, zazdroszcze!
    O ktorej wyszlas na szlak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem szaleńcem, ale nie aż tak:)))) Znasz ten szlak, to wiesz, że tam o lawinę trudno - choć wtedy, 9 lat temu,widziałam możliwość zejścia lawiny ze Skupniowego Upłazu. Tym razem było o wiele bardziej bezpiecznie - nawet na wspomnianym przez Ciebie odcinku. Droga w miarę szeroka, wiało do skały, no i miałam raki:)))) A poza tym najgorzej było właśnie na drodze z przełęczy w kierunku hali, a tam - jeżeli już - to można pobłądzić w zamieci. Ponoć zdarzały się takie wypadki, ale tym razem nie było aż tak źle. Pytasz o czas wyjścia - wyszłam... za późno, poza tym droga zajęła mi chyba dwa razy więcej czasu (niż przewidywane 1,5 godziny) no i siedziałam ponad godzinę w schronisku - żeby odtajać:))) Szarlotka pyszna:))) Żurek też:))) A Jaworzynką nie lubię chodzić, ani do schroniska, ani z powrotem. Choć spotkana dziewczyna na szlaku twierdziła, że droga może być.

      Usuń
  5. Po tym opisie to mi się odechciało i nawet szarlotka mnie nie przekona. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przeprrrraszam:)) Opis miał mieć wręcz przeciwne działanie - miał zachęcać, a szarlotka - wabić:))))

      Usuń
  6. Zima po Tatrach nie laze.A moje znajome chcialy w kozaczkach na Rysy..
    Choc kto wie, czy bym mnnie ta szarlotka nie skusila..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokaż znajomym zdjęcie szlaku z Morskiego Oka nad Czarny Staw pod Rysami.
      https://www.facebook.com/tatromaniak1?fref=photo

      Usuń
    2. Ale to juz znajomi, z ktorymi nie mam kontaktu..Czesc juz hula po niebieskich poloninach.

      Usuń
  7. Beautiful pictures from the snowy mountains!
    It must be fun climing on the paths with the snow!
    Dimi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, taka wędrówka sprawia wiele radości:)

      Usuń
  8. zdjęcia przecudne, te z choinkami i płatkami śniegu takie ,powiedziałabym, bożonarodzeniowe kartki :)
    ale Ty jesteś szalona !!! uważaj na siebie! ja się prawie spociłam ze strachu tylko to czytając :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę uważać:))) Dzięki za zachwyt nad zdjęciami - być tam i widzieć takie choinki na własne oczy - to jest dopiero to:)

      Usuń
  9. Arte, trochę mi dreszcze po plecach latały jak to czytałam, zimą chodziłam tylko po dolinach. No i przyłączam się do nacisków Hany w kwestii komórki... Naprawdę to jest pewne zabezpieczenie w trudnych sytuacjach, przemyśl sprawę!
    Szarlotka zaiste imponująca:)))
    Do nas dzisiaj zima wróciła, napadało i wiało.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mika i Hana mają rację!!! Arte, przecież Ty jesteś już duża dziewczynka:) Przemyśl to !

      Usuń
    2. Zimą byłam już na kilku wyższych szczytach i było całkiem uroczo, oczywiście pogoda wtedy była dobra. A z tą komórką, to... eee - można iść po równym w otoczeniu samych życzliwych osób i ... zwichnąć sobie nogę. A zwróciłaś uwagę, ile w tej szarlotce jabłek?:)

      Usuń
    3. Sonic, jestem duża, ale strrasznie uparta:)

      Usuń
  10. Zimą nie chodziłam po górach, nie lubię zimy. Piękne zdjęcia, jakoś nie udało mi się zjeść szarlotki w żadnym ze schronisk. Jadłam tylko na Równicy.
    Zazdroszczę Ci tych samotnych wędrówek, chyba bym się bała....zabłądzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabłądzić trudno, chyba że tyczki przysypie albo, gdy zamieć okrutna.
      Na Równicy też jadłam szarlotkę:)

      Usuń
  11. Byłem przekonany, że raki to na jakiś lodowiec, do śniegu ubitego na fest, a nie w nasze Tatry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu braku lodowca i ubitego śniegu w pobliżu, wybrałam najłatwiejszy z możliwych szlak:))) Ale i tak frajdę miałam nieziemską:))))

      Usuń
  12. A czy była wyczuwalna nutka cynamonowa? Bo to bardzo istotne! Wygląd w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była:)) I to jeszcze jaka:))))

      Usuń
    2. Za mało napisałaś o smaku :P

      Usuń
    3. Rany, zaraz dopiszę, tylko pomyślę:)))

      Usuń
    4. Szarlotka z Murowańca - opis na życzenie Tomka:)
      Zarówno spód, jak i wierzch szarlotki zrobione są z cieniutkiego, delikatnego i bardzo kruchego ciasta. Równowaga składników, użytych do jej wyrobu jest wspaniale zachowana, dzięki temu w szarlotce dominują przed wszystkim jabłka. Proszę popatrzeć na fotografię – wierzch w stosunku do warstwy jabłek w stosunku do spodu ma się tak jak 1:5:1. Fantastyczna, wręcz „złota”, proporcja:) A teraz przejdźmy do jabłek - grubo pokrojone, lekko podsmażone, niezbyt kwaskowate rozpływają się w ustach. Przywodzą na myśl owoc wiadomości złego i dobrego z naciskiem na dobre:) Mamią wspomnieniem późnego lata i kolorami wczesnej jesieni. Bawią anegdotami o Demokrycie, Arystotelesie, Newtonie. Zachęcają do poznania legend o jabłku niezgody czy też jabłku dla najpiękniejszej. Posypane odrobiną pięknie pachnącego cynamonu z charakterystycznym słodkawo-korzennym smakiem. Całości dopełnia warstewka cukru, dodająca szarlotce niebiańskiego wręcz uroku.
      Jeżeli ktoś raz spróbuje szarlotki w Murowańcu, zechce tu wrócić, by kolejny raz cieszyć się jej smakiem:)

      Usuń
    5. Opis szarlotki dorównuje opisowi powyższej przygody z rakami ,jest mistrzowski :)))
      A swoją drogą ciekawy punkt widzenia ,czytając tak emocjujacy opis Twojej przygody w górach najwieksze zainteresowanie okazywać szarlotce ;)))))
      Dla tego opisu Arte gotowam się zawziąść i dotrzeć do Murowańca :))))
      Szkoda ,że opisu nie ma w tekście ,może niektórym umknąć :))
      Jutro odpowiem na temat chmur ,teraz idę spać ,dobranoc :)

      Usuń
    6. Ooo, teraz jest odpowiedni opis doskonałej szarlotki! No i to mnie zachęciło do odwiedzenia Murowańca :)) Dzięki!

      Usuń
    7. Mario, dziękuję za słowo "mistrzowski":) Jeśli chodzi o pominięcie przez niektórych czytelników "drobnych" szczegółów typu: raki, zamieć, oblodzenie, to.. nie na darmo ktoś wymyślił przysłowie "przez żołądek do serca":))))
      Cieszy mnie to, że opis jest tak wiarygodny, iż ktoś na jego podstawie może się do Murawańca wybrać. Warto:) Jest Was już dwoje:))))

      Usuń
    8. Tomku, a jak już spróbujesz tej szarlotki, opiszesz jej smak - po swojemu?:)

      Usuń
    9. Przyznam się:)) Grubość ciasta do grubości warstwy jabłek nie ma nic wspólnego ze złotą proporcją:))))
      Poniosło mnie:))) Ale tak mi pasowało ze względów estetycznych:) Na szczęście twórcom szarlotki bardziej zależało na względach smakowych:)))

      Usuń
    10. Wyczułem, że z tą złotą proporcją to był taki mały fałsz, albo Twoja własna improwizacja - a ta jest jak najbardziej dozwolona :) Tak, opiszę jak już jej spróbuję, więc to będzie raczej nie określony czas - moze za 3 lata, a może później :)

      Usuń
    11. To już wolę "improwizację" niż "mały fałsz" - bo to brzydkie określenie:))) Poza tym - przyznałam się:))) Myślę, że za 3 lata szarlotka w Murowańcu będzie równie dobra:)

      Usuń
    12. Fajnie że uwzględniłas moją sugestię i umieściłaś opis szarlotki w tekście posta ,wspaniale go uzupełania :)))
      Co do spróbowania smaku tej szarlotki , to raczej trudno mi powiedzieć czy uda mi sie to kiedykolwiek ,ale będę sie starała :)))

      Usuń
    13. Wszelkie sugestie mile widziane:) Jeśli chodzi o wyprawę "Na szarlotkę", do Murowańca prowadzi jeszcze jedna droga (pomijam możliwość wjechania na Kasprowy i zejścia na Gąsienicową). Wspomniana droga to czarny szlak Doliną Suchej Wody - czyli drogą dojazdową do schroniska. Jest trochę dłuższy od szlaku niebieskiego, ale wygodniejszy. Jak potrenujesz, dasz radę:) A jakie stamtąd są widoki:))))

      Usuń
  13. Jesteś niesamowicie odwazna i szalona. Ja przy tobie to tchórz. W taką podróż wybrałabym się ale na pewno nie samotnie:)
    Podziwiam Cie. A widoki piękne:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję, choć opisana przeze mnie wędrówka nie była zbyt trudna:)

      Usuń
  14. Zazdraszczam tej wędrówki oj bardzo zazdraszczam, bo lubię spędzać tak wolny czas.
    A raki, podziwiam tak samo mocno jak zazdraszczam, bo to jako nowość łatwe nie jest.
    Kusicielka jesteś, jak nie czekolada to szarlotka, pypcia dostane teraz jak nic, bo szarlotki w domu całym ani śladu, przeszukałam już zakamarki nawet piwniczne ;)
    Serdeczności! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz w rakach nie był łatwy, na szczęście pogoda i podłoże sprzyjało bezpiecznej wędrówce, nawet jeśli się wylądowało w zaspie:)
      A z ta ilością słodyczy - po prostu lubię i ciasto, i czekoladę, i... dużo innych rzeczy. Wszystko, co słodkie, jest dobre:)

      Usuń
  15. No cóż mogę dodać kochana do zachwytów nad Twoją energią i chęcią doświadczania nad potrzebą ruchu? Nic poza wielkim moim podziwem. Naprawdę podziwiam Cię cudARTeńko.

    OdpowiedzUsuń
  16. Też przeżyłam takie emocje, na Babiej Górze.
    Zima była potężna, śnieg zakrywał okna w schronisku.
    Mimo to zdobyliśmy szczyt, choć trudno było utrzymać się na nogach, tak wiało...
    Jednak warto było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Największy wiatr, jaki przeżyłam w górach był dawno temu na Wielkiej Rawce - ponieważ szczyt był bardzo oblodzony, a wiało tak straszliwie, trzeba było iść... na kolanach.

      Usuń
  17. Ja nie mogę....normalnie poprzez blogowanie poznałam chyba najbardziej szaloną dziewczynę;) Jesteś niesamowita! Niespokojna górska dusza....:) Z przyjemnością czytam Twoje opowieści i oglądam fotki! Dziękuję i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym szaleństwie jest metoda:) Przynajmniej życie nudne nie jest:))) Wielkie dzięki za miłe słowa:)

      Usuń
  18. Artenko, chcialam jeszcze dodac, ze moja mama poznala pana Pawlowskiego, wracali razem, przez Moskwe z Ameryki Poludniowej. On z Patagonii, mama z Brazylii. Dostalam od niego piekna kartke w prezencie..Mam zreszta jeszcze jedna opowiesc o nim w zanadrzu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katarzyno, i Ty dopiero teraz o tym mówisz??? (piszesz:)))) Uprzejmie proszę w wolnej chwili jakiś pościk o tym popełnić:)))

      Usuń
  19. Aż mi się zachciało tak powędrować, choć to zupełnie nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.